poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zwięzła historia mojej choroby

Z trądzikiem żyję już ponad 8 lat. W tym czasie zdążył on oczywiście ewoluować nie raz. Zaczęło się w gimnazjum i sprawiało wrażenie typowego trądziku młodzieńczego, z którym ma problem wielu nastolatków w okresie dojrzewania. Moja mama raczej nie przejmowała się tym zbytnio, gdyż myślała, że minie samo. Jednak, kiedy rozpoczęłam naukę w szkole średniej, problem wydawał mi się okrutnych rozmiarów. Tłumaczyć chyba nie muszę, że to czas pierwszych miłości i tych wszystkich innych ulotnych zauroczeń. Moja cera była bardzo tłusta, przez co, mój wówczas prowizoryczny makijaż, nie trzymał się twarzy. Krostki zawsze wyciskałam, także próbowałam rozdrapywać grudki. Nie zostawały po tym większe ślady, co więcej, te wyciśnięte szybciej się goiły. Zmiany skórne pojawiały się głównie na twarzy, rzadko na plecach. Dodatkowo, podczas ekspozycji na słońcu (nawet krótkiej)  moja cera rumieniła się: głównie na nosie i dokoła niego. Pamiętam, że jeszcze wtedy widać było na nosie kilka piegów.

Stosowałam wówczas wiele maści. Każdy dermatolog traktował mój przypadek z przymrużeniem oka. Natężenie trądziku było średnie i zwyczajnie myśleli, że mi przejdzie z wiekiem. Ale żaden - podkreślam - naprawdę żaden, nie obejrzał mnie z bliska. Wreszcie trafiłam na lekarza, który zapisał mi tetracyklinę w postaci leku Tetralysal. Nie jestem w stanie dokładnie określić, jak długo brałam ten antybiotyk, ale było to na pewno więcej niż 6 miesięcy. Zalecono mi brać jedną tabletkę dziennie - dawka 300 mg. Gdy nadszedł czas by, zdaniem doktora, zacząć zmniejszać dawkę i całkowicie odstawić ten lek, stan cery był lepszy, ale nie była ona zupełnie czysta. Dodatkowo z czasem trądzik powrócił. Byłam wówczas młoda i stwierdziłam, że poczekam, aż samo minie. Moja mama także nie naciskała na wizytę u kolejnego dermatologa.

Po ukończeniu 19 roku życia krostki i grudki coraz częściej przenosiły się także na dekolt, ramiona i plecy (pojedyncze na brzuch, uda). Podjęłam wówczas kolejną próbę wyleczenia. Ku mojemu zdziwieniu, lekarz zapisał mi ponownie Tetralysal. Stwierdziłam, że wie, co robi. Był to inny lekarz niż poprzedni, ja byłam starsza i zwyczajnie mu zaufałam. Powiedział, że lek będę przyjmować przez 4 miesiące. Po 8(sic!) poprosiłam o zmianę leku, gdyż nie widziałam wyraźnych zmian, a drobne polepszenie mnie nie interesowało, w końcu trułam organizm już tak długo. Zapisał mi wtedy jakieś drożdże, po których czułam się źle, miewałam częste bóle głowy i wymiotowałam. Odstawiłam to i po raz kolejny się poddałam.

W międzyczasie zdarzyło mi się bywać u kosmetyczek na tzw. oczyszczaniu cery. Miałam zaskórniki i ogólnie zapchane pory. Z ręką na sercu - pogorszyło to stan mojej twarzy. ŻADNA KOSMETYCZKA NIE POWINNA OCZYSZCZAĆ MECHANICZNIE TWARZY OSOBY, U KTÓREJ WIDZI ROPNE WYKWITY I GENERALNY ZŁY STAN CERY. Ale o tym dokładniej - innym razem. ;)

Niecałe dwa lata później czyli w roku 2014 przeżyłam największy wysyp na twarzy oraz zauważyłam, że krostki i grudki wolno się goją, pozostawiają ślady, a nawet minimalne wgłębienia.
Znalazłam powiązanie opłakanego stanu cery z ogólnym pogorszeniem psychicznym. Co gorsza, patrząc na to z perspektywy czasu, widzę, że to się wzajemnie napędzało. Mój kiepski stan psychiczny, obniżenie nastroju, stany depresyjne powodowały większy wysyp na twarzy. Natomiast większy wysyp na twarzy powodował gorsze stany emocjonalne.
W tym właśnie czasie poznałam też Pana M.

ściskam, różowatomi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz