Pokazywanie postów oznaczonych etykietą leczenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą leczenie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 lipca 2016

Minął rok od rozpoczęcia kuracji

Długo zastanawiałam się, jak rozpocząć ten wpis. Bo minął rok - fakt, minął nawet rok i jeden miesiąc. Według ostatnich zaleceń dermatolog - nie powinnam przesiadywać na słońcu. 
Ale ja uwielbiam słońce! Byłam mocno niepocieszona, gdy w zeszłe wakacje skazano mnie na siedzenie w domu... Teraz wreszcie mogę (bez podniesionego ciśnienia strachu) wyłożyć się na leżaku i kąpać w słońcu. Hmm, są tego konsekwencje. 
Wśród tych pozytywnych - wiadomo - świetny humor, który wynika z uwarunkowań biologicznych człowieka. Dalej - nabrałam koloru! Nie opalałam się nigdy jak szalona, tak jest i teraz, jednak w zeszłym roku byłam naprawdę w kolorze ściany. Opalanie zaczęłam od dwóch krótkich sesji na solarium. Tutaj pewnie odezwie się mnóstwo osób, które uważają, że to niebezpieczne. Moja teoria brzmi tak: trzeba przygotować mega białą cerę na ostre spotkanie ze słońcem. 5-6 minut na solarium to nie samobójstwo. 

W tym miejscu podzielę się ciekawostką. Gdy pierwszy raz poszłam na solarium, zabezpieczyłam twarz kremem poleconym przez dermatolog - SVR Rubialine Creme SPF 50. Generalnie, gdy wychodzę na zewnątrz, staram się nim smarować. Po pierwszym solarium było ok. Natomiast idąc na drugą sesje, postanowiłam, że go nie użyję. Żeby złapać koloru - stwierdziłam, że to czas na mały-duży krok do przodu. Wszystko było w jak najlepszym porządku, tylko po 2-3 dniach pojawiło się kilka wyprysków na twarzy. To był też moment "przedokresowy", więc nie skazywałam jeszcze promieni solaryjnych na stryczek. Wszystko szybko się zagoiło - plus poretinoidowy. Jeśli już coś się pojawia, to bardzo szybko umiera. Zależność między wyskakującymi niespodziankami a promieniami słonecznymi zauważyłam trochę później, gdy pojawiłam się na słońcu bez zabezpieczenia. Przebywałam na nim trochę więcej czasu, więc wszystko stało się jasne. Jeśli chcesz mieć czystą cerę - zabezpieczaj się przed słońcem! Dekolt też! Myślę, że przy stuprocentowym "nakremowaniu", moja twarz byłaby gładziuteńka. Ale moje nastawienie do idealnej buzi trochę się zmieniło. Naprawdę wyluzowałam.


Druga sprawa związana jest ze wspomnianym już cyklem miesiączkowym. Pod koniec cyklu zauważam wzmożony łojotok i kilka małych wyprysków. "Wzmożony" to może za duże słowo, w porównaniu z tym co się działo przez kilka ładnych lat mojego życia z trądem, jednak na co dzień skórę nawilżam, a przed okresem zdarza się być delikatnie świecąca. To, co się pojawia jest naprawdę malutkie i nie przypomina tego, co miałam na twarzy jeszcze rok temu. 

Blizny są wyraźnie płytsze i odbarwiają się, tracą czerwony odcień. Używam także kremu Uriage AquaPRECIS, który nawilża cerę i odżywia. Myślę, że to dobry krem. Współgra z moją twarzą. ;)
Dodatkowo w sytuacjach alarmowych, nie częściej niż raz na tydzień (tak naprawdę to jeszcze rzadziej) stosuję Fucibet z Rozexem albo Acnatac (retinoid) na noc. Wtedy na drugi dzień NIE MOŻNA zapomnieć o kremie zabezpieczającym przed promieniami UVA i UVB.
Po drodze byłam też u dentysty, żeby wyrwać nieszczęsną ósemkę. Całość przebiegła dobrze, bez nadmiernych krwotoków i tych spraw, jednak poinformowałam wcześniej, stomatolog, że miesiąc wcześniej odstawiłam leki.
Podsumowując - moje życie po retinoidach jest godne (całego wcześniejszego poświęcenia). Niesamowicie czuję się, gdy nie muszę myśleć rano o obowiązkowej tapecie przed spotkaniem z kimkolwiek. W ogóle o niej nie pamiętam! Maluję twarz, gdy mam na to ochotę, albo chcę sobie zrobić pełny makijaż na szczególną okazję. Nie mam cery jak modelka z vogue'a (wiem, że po fotoszopie!), ale mimo to czuję się dobrze. Dzięki kuracji wreszcie wzrosła moja samoocena - tak ogólnie. 

Kto walczy z trądzikiem - ten na pewno wie, że pewności siebie często brakuje z tego tytułu. Momenty, gdy musisz występować publicznie, rozmawiać z kimś twarzą w twarz (np. w pracy) i czujesz, że to co prezentujesz, jako osoba - jest słabe, gorsze, niepełnowartościowe. Bo masz ochotę schować twarz w piasek. - to minęło. Wreszcie mam czas na zastanawianie się nad naprawdę ważnymi sprawami (W CO SIĘ UBRAĆ). Mam czas dla siebie rano - piję kawę przez pół godziny, relaksuję się i przygotowuję mentalne do pracy. I jeśli mam ochotę - maluję się, jeśli nie - myję zęby, poprawiam rzęsy i biegnę gdzie chcę. 

3 sierpnia idę na wizytę do dermatolog. Zapadnie decyzja o krioterapii od października - nie znam jeszcze szczegółów, ale na pewno się nimi z Wami podzielę. 

Zamieszczam kilka obiecanych zdjęć twarzy.





mocno ściskam, różowatomi

wtorek, 29 marca 2016

Retinoid nadal ze mną

Witam!
Minęły prawie 2 miesiące od odstawienia doustnych retinoidów. Nadal stosuję Acnatac, czyli retinoid do stosowania zewnętrznego, na twarzy. W pierwszym miesiącu po odstawieniu tabletek smarowałam się zewnętrznie 1 raz w tygodniu, natomiast w drugim (teraz) - 2 razy w tygodniu. Skutkiem ubocznym, który jak na razie jest zauważalny, jest miejscowo wysuszona skóra, która schodzi z twarzy.Dodatkowo, poza retinoidem używam okazjonalnie Rozex z Fucibedem - także na twarz. Są to leki na wyjątkowe sytuacje - gdy coś wyskoczy.

I wyskakuje. Co jakiś czas pojawiają się małe krostki, prawie puste w środku (sprawdzałam oczywiście). Pod koniec cyklu było tego nawet więcej, w miejscach, gdzie miałam zawsze najgorsze stany ropne. Nawet na plecach pojawił się jeden, konkretny ropniak.

Poza tym wszystko wygląda lepiej, mimo, że blizny goją się mega wolno.
Najgorsze jest to, że marzę o opaleniźnie. Zawsze na lato lubię się delikatnie zarumienić. Wówczas skóra wygląda zdrowo, nieporcelanowo. A pewnie jeszcze poczekam... Po odstawieniu retinoidów także będę musiała unikać słońca (tak myślę). Zapytam o wszystko na wizycie u mojej dermatolog.
Pójdę bez makijażu. Poproszę o pomysł na blizny, bo krem z masą perłową nie daje widzialnych efektów. Może jakiś zabieg?

Poniżej kilka wiosennych ujęć.

ściskam, różowatomi




sobota, 6 lutego 2016

Jestem czysta!

Ten post mógłby być już ostatnim na tym blogu. Terapia zakończona, pacjent przeżył. ZWYCIĘSTWO! Ostatnia tabletka Axotretu za mną, antybiotyki zewnętrzne odstawione. Cieszę się, bo wreszcie mogę wyjść na zewnątrz bez makijażu. To, jak sobie wyobrażacie, wiele ułatwia, przyspiesza. Doszłam do etapu, o którym marzyłam, tj. maluję tylko oczy, podkreślam brwi. 

Blizny nadal są, coraz płytsze i jaśniejsze, ale jednak są. Bardzo wolny to proces z tymi bliznami. Może uda mi się w tym obszarze coś zmienić. Słyszałam o różnych zabiegach kosmetycznych. Jak na razie nie mam co o tym myśleć, retinoidy konkretnie opróżniły mój portfel. No i co najważniejsze - to jeszcze nie koniec. 

Dermatolog zarządziła 4 miesiące przerwy, w celu obserwacji. Zapisała mi retinoid zewnętrzny, którym mam się smarować raz w tygodniu przez pierwszy miesiąc oraz 2 razy w tygodniu w drugim miesiącu. Dodatkowo mieszankę dwóch maści w razie gdyby coś nieoczekiwanie wyskoczyło. 

Wyskakuje mi małe coś średnio raz w miesiącu i raczej w czasie przedmiesiączkowym. Dacie wiarę?! Raz w miesiącu? Goi się w ciągu 2-3 dni. To też niesamowite, ale to kwestia tego, że w moim ciele krążą nadal retinoidy. Tak myślę.

Ostatnio po prawie 20 km pieszej wycieczce, po której nie czułam się zbytnio przemęczona, zaczęły boleć mnie kolana przy poruszaniu. Ten dzień to 22 stycznia, dziś mamy 6 lutego i nadal boli. W międzyczasie byłam u rodzinnego. Oczywiście zapisano mi doustny lek przeciwzapalny, który, jak później stwierdziła moja dermatolog - jest bardzo toksyczny w połączeniu z retinoidem. Norma, z tym się spotkacie wszędzie - lekarze się naprawdę na tym nie znają, dlatego TRZEBA być pod stałą kontrolą dermatologa i w stałym kontakcie, np. telefonicznym. Pytać i pytać, co mogę, czego nie. Moja Pani dermatolog te telefony odbiera i rad udziela z uśmiechem, ale nie wiem jak inni lekarze. Dodatkowo dostałam też od rodzinnego zalecenie o smarowaniu żelem przeciwbólowym moich kolan oraz o codziennym przyjmowaniu 1000 mg glukozaminy w celu odbudowy tkanki chrzęstnej i skierowanie na rentgen, gdyby się nie poprawiało. Nie poprawiło się, więc pójdę na ten rentgen i pewnie skończy się u ortopedy. 

Czy to ma związek z retinoidami? Rodzinny powiedział, że połowicznie tak, a połowicznie nie. Drugi powód to moja waga. Ważę, jak wiecie mało (ok 49-50 kg przy wzroście 176) i moje kolana są "gołe". Żadnej tkanki mięśniowej itd. Może tak być, rzeczywiście. Nikomu z pozostałych kompanów wycieczki się to nie stało, mimo, że są to osoby, które, podobnie jak ja nie są sportsmenami,ale ważą więcej. Dermatolog twierdzi, że to nie wina retinoidów, bo retinoidy się takimi szkodami nie zajmują. Bóle kości - tak, ale innego typu. I jestem nadal w nigdzie w tej kwestii. Muszę zrobić rentgen. :)

Nie mam możliwości zrobienia sobie teraz wyraźnego zdjęcia, ale jak tylko zdobędę sprzęt, to pokażę Wam, jak wygląda moja twarz po terapii retinoidowej. Dodatkowe info: zapis z ulotki na temat ciąży po retinoidach głosi, że po około miesiącu jest to już w pełni bezpieczne. 
Dermatolog mówi: to stare dane, najbezpieczniej będzie ok roku po odstawieniu wszelkich retinoidów, tych zewnętrznych też.

Nadal będę pisać na temat postępów, bądź nie, bo przecież moja walka jeszcze się nie skończyła. Zobaczymy, co będzie dalej. Czy zadziałało, czy potrzebna będzie druga tura retinoidów.........
Tego nie chcemy.

Wreszcie mogę pić wino bez umiaru!!!! Żartuję, piję z umiarem. Axotret nadal krąży po moich wnętrznościach. ;) I zaczęłam JEŚĆ jak wilk. Zastanawiam się, czy to tak tylko z okazji okresu, czy już zostanie. Jeśli zostanie, to będę musiała ostro wziąć się za ćwiczenia, żeby nie przesadzić ;) A ćwiczenia, jakiekolwiek aktywności fizyczne - WSKAZANE. Trzeba się ruszać przy retinoidach, mimo, że trochę boli. Oczywiście bez przesady. Z czasem ból ustąpił - w moim przypadku. Bez ćwiczeń jestem starą babcią, a mam tylko 22 lata. 

To nie jest pozytywne zakończenie tego posta. Ten lek nas niszczy. Niestety. Ale należy się dobrze do tego przygotować i zabezpieczać, a szkody powinny być nikłe. Osłona wątroby, żołądka, ograniczenie tłuszczów, ruch, brak słońca, zero alkoholu, systematyczność. I mamy to. Zakończenie z ulgą. Ciągnęło się, dłużyło... Myślałam, że nigdy to się nie skończy. Dzięki tym wpisom mogłam wyrzucić z siebie to, co się ze mną przez ten czas działo. Pokonywałam z Wami kolejne etapy terapii. Dzięki Wam poczułam, że to co robię jest wyjątkowe, że ja jestem wyjątkowa. Dziękuję.

Aż chce się żyć! 

ściskam bardzo mocno, różowatomi 



wtorek, 29 grudnia 2015

Rok zmian

Do napisania tego posta zainspirowało mnie zdjęcie, znalezione wśród tych z zeszłych świąt. Dość dobitnie przypominające o tym, jak wyglądałam dokładnie rok temu - 25 grudnia 2014. 
Dziś przed rozpoczęciem makijażu zrobiłam sobie kilka zdjęć, by dokładnie porównać je z fotką sprzed roku. Chciałabym się nią z Wami podzielić i jednocześnie pokazać, że można. Że jeśli chcesz, to możesz. Że prawdopodobnie wiele poświęcisz, ale jeśli jesteś nastawiony na cel, to go osiągniesz. 

27 stycznia moja kolejna wizyta u dermatolog. Mam skierowanie na badania krwi. Przyznam szczerze, że ostatnio sobie pofolgowałam, wiecie.. Święta, te sprawy. Trochę tłustego się nawpieprzałam, zdarzyła mi się lampka wina, parę piw. Czuję się po tym dobrze, nic mi nie jest. Ciekawe jak moja wątroba, którą oczywiście nadal asekuruję Sylimarolem. Kilkakrotnie, podczas świąt, bolał mnie brzuch, ale to raczej normalne. Naprawdę jadłam dużo rzeczy, których na co dzień nie jadam. Jednak tylko raz wzięłam Nospę na te bóle. Generalnie sobie radziłam.

Nadal bardzo chce mi się pić i jak zaniedbam usta, to schodzi mi z nich skóra. Najlepszym sposobem na nie jest nadal, nieodwołalnie ta pomadka z Nivea. Krem Nivea próbowałam też, ale to zupełnie nie to samo, nie działa skutecznie. Skóra sucha na nogach, rękach, plecach, uszach. Przyzwyczaiłam się i co jakiś czas traktuję ciało balsamem nawilżającym. Nogi, szczególnie po goleniu, bardzo swędzą i są wysuszone.
Włosy mam bardzo zadbane dzięki retinoidom ;) Nie muszę ich myć (nadal co około 1,5 tygodnia) i to bardzo dobrze na nie wpływa. Są dość mocne i nawet gładkie. Ale za każdym razem po myciu, muszę je wysuszyć - inaczej niż przed kuracją. Wcześniej lepiej było zasnąć w mokrych, wtedy na drugi dzień były bardzo miękkie. Teraz robią się sianiste. A po suszarce, o dziwo, nie.

Na zakończenie, podsumowując ten rok, chciałabym napisać jeszcze kilka słów.
Twarz, to nasza wizytówka. Jeśli czujesz, że jest coś do poprawienia, to daj spokój - nie jest tak źle. Jeśli czujesz, że najlepiej byłoby ją wyciąć i wstawić inną, gdyż zabiera Ci to pewność siebie, doprowadza do płaczu i czujesz się z nią bardzo niewygodnie - działaj. Cokolwiek możesz zrobić, próbuj. Zwróć się do specjalisty jak najszybciej - do lekarza, nie do kosmetyczki. Bardzo przyda się wsparcie ważnych dla Ciebie osób, bo człowiek z natury nie lubi być sam w swoich zmaganiach. Prawdopodobnie druga osoba, która tego nie przeżyła - nie zrozumie. Ale niech wysłucha i pomoże. A jeśli potrzebujesz porozmawiać z kimś, kto zrozumie - jestem tutaj. Napisz. :)


ściskam, różowatomi

wtorek, 15 grudnia 2015

"Coraz bliżej..."

Coraz bliżej koniec kuracji! Po dłuższej, nieprzewidzianej przerwie w pisaniu - kolejny post. Ciężko jest mi ostatnio cokolwiek napisać, a dodatkowo mam wrażenie, że dużo się u mnie nie zmienia, więc nawet nie wiem, co Wam relacjonować. 
Walczę z bliznami, które nadal są czerwone i delikatnie wgłębione. Leki bez zmian oprócz Axotretu, a mianowicie:
Zejście z dawki 30 mg --> 20 mg / dobę
Powinnam brać 10 rano i 10 wieczorem, ale miałam dużo 20 mg jeszcze, więc dermatolog zdecydowała, że wykluczymy poranną 10, a zostawimy tylko 20 mg wieczorem. To przez kolejne 30 dni, a później już 10 mg przez miesiąc i prawdopodobnie KONIEC :):):):)

Oczywiście jeśli będzie potrzeba kontynuować jeszcze miesiąc, to będzie to kolejne 30 dni 10 mg / dobę. Mój palec u stopy został wyleczony wycięciem połowy paznokcia przez chirurga ;) Nic nie bolało, tylko znieczulenie nieprzyjemne. Poza tym nawet po zejściu znieczulenia nie bolało. Aktualnie palec się ładnie zagoił, ale kiedy paznokieć odrośnie - nie wiem. 

Zamówiłam sobie podkład z Revlonu - oszalałam :) Sami oceńcie :) Wcześniej nie zależało mi na super kryciu, bo chyba podświadomie czułam, że to i tak nic nie zmieni. Teraz kiedy oprócz palca, pociągnęłam za przysłowiową rękę - chcę więcej. Chcę mieć idealnie gładką cerę. Zapomniałam już jak to było mieć twarz w wulkanach, które doprowadzają przed lustrem do płaczu. Tak bardzo się nie przejmuję twarzą, jej! Kiedy z kimś rozmawiam, w ogóle o tym nie myślę. W OGÓLE. A pracuję non stop z ludźmi, którzy na mnie patrzą. Taka specyfika pracy. 

Kupuję i próbuje różne nowinki (dla mnie) kosmetyczne. Mam ochotę malować sobie oczy, Policzki różami, bronzerami! Nauczyłam się korzystać z eyelinera. Może trochę już przeginam z tymi zakupami, ale jestem szczęśliwa. Wszystko na dobrej drodze. Niech to się tylko skończy pozytywnym finałem. I nie wraca.



ściskam, różowatomi

niedziela, 15 listopada 2015

Nareszcie! Schodzimy z dawki!

Według zaleceń Pani N. od 16 listopada schodzimy z dawki. :) Wyłączamy poranne 10 mg Axotretu. Powinnam brać rano 10 i wieczorem 10 ale mam dużo 20, Pani doktor chyba o tym zapomniała i pozwoliła mi w taki sposób zejść z 30 mg do 20 mg na dobę. Podobno organizm "może wariować". Zobaczymy jak to się skończy.  

Mam małe problemy z trawieniem pokarmów i będę musiała to poruszyć na następnej wizycie. 
Poza tym czuję się dobrze i chciałabym pokazać Wam stan mojej cery na chwilę obecną, w makijażu (walczę z bliznami.. korektor mi bardzo nie pomaga). Zdjęcia może mało wyraźne, ale myślę, że to co ważne, widać. Lepsze dam na dniach. 

Zabawne jest to, że jak sobie włączę stare zdjęcie, np. sprzed roku, to w sumie myślę, że nie powinnam się martwić  :) Było o milion razy gorzej. Ale ja chcę więcej. Chcę dojść do najlepszego możliwego stanu. 

I tak przede mną jeszcze kilka miesięcy retinoidów, więc chcąc - nie chcąc, jeszcze się powinno polepszyć. I oby potem już nie wróciło.

W tym miesiącu pierwszy raz na okres nic mi nie wyszło. Pierwszy raz od... Nie pamiętam :) Chyba nigdy. 

CISNĘ.



ściskam, różowatomi

czwartek, 5 listopada 2015

Poproszę L4, bo mam trądzik

Pogoda za oknem dobija, żyć się nie chce, jednak u mnie ostatnio się dość układa, więc aura nie powinna na mnie bardzo negatywnie wpływać. Układało się dopóki nie zaczęłam przyjmować leku sterydowego o nazwie encorton. Co prawda, dawka była niewielka, bo tylko 10 mg na dobę, jednak w połączeniu z axotretem, steryd wyrządził niemałe szkody w moim organizmie. Ale na palec pomagało.

Zaczęło się (3-4 dni od rozpoczęcia przyjmowania) od złego samopoczucia, kiepskiego nastroju. Następnie z każdym dniem było coraz gorzej. Nie chcę się tutaj rozpisywać na ten temat. Generalnie zaburzenia bliskie ciężkiej depresji, a nawet myśli samobójcze. Oto jak leki wpływają na nasz organizm. Po konsultacji telefonicznej z Panią N. (która zawsze odbiera moje telefony o każdej porze dnia i zawsze mi pomaga), odstawiłam encorton w trybie natychmiastowym, mimo, że w internecie czytałam o stopniowych zmniejszaniu dawki. W takiej sytuacji nie było na co czekać. Jakieś dwa dni po odstawieniu byłam jeszcze trochę nieswoja, ale przeszło mi bez konsekwencji (widocznych gołym okiem). A palec zaczął znowu czerwienieć i puchnąć.. Jeszcze nie zdążył się wyleczyć. 

W tym czasie co encorton, brałam także augumentin (antybiotyk z grupy penicylin - jedynej dozwolonej podczas kuracji retinoidami). Gdy augumentin się skończył, zaraz złapało mnie przeziębienie. W momencie, kiedy poczekalnia do rodzinnego była pusta, ja przyszłam po poradę... :) osoby w moim otoczeniu się ode mnie nie zarażają. Dlaczego? Bo to mój organizm jest wyjałowiony z odporności i łapie mnie COKOLWIEK. Lekarz rodzinny nie zapisał mi nic prócz zwolnienia lekarskiego ze wskazaniem na leżenie. To jedyna rzecz, jaką mogę bez konsekwencji robić. Poza tym to tylko syrop prawoślazowy (kupiłam supremin, bo słyszałam o prawoślazowym, że jest nieskuteczny), rutinoscorbin (też mi się coś źle kojarzy, ale już nie mam siły tego sprawdzać, więc kupiłam i jem), miód, cytryna, herbata lipowa i inhalacje z majeranku. Dorzuciłam jeszcze w aptece tran z dorsza. Ale nie zapytałam dermatolog czy mogę to łykać. Trudno. 
Ja zaraz się rozpuszczę z braku odporności. 

Jem jogurty, chociaż ich nienawidzę i leżę w łóżku. Mam zwolnienie na 6 dni. Głupim przeziębieniem mogłabym się doprowadzić do niezbyt pożądanego stanu. Przy retinoidach wszystko jest możliwe. 



A propos palca, to dostałam jednak (po 3 miesiącach gnicia) skierowanie do chirurga. Nie chce myśleć o tym, co mi będzie ciął i dlaczego bez znieczulenia. Robi mi się słabo na samą myśl.

Wyniki badań miała także i tym razem bardzo dobre. W takim układzie nie będę musiała już się kłuć na następną, grudniową wizytę. Nie piję w ogóle alkoholu, co podkreślałam już ostatnio i wyniki są dobre. Dodatkowo te tabletki osłaniające wątrobę i żołądek robią swoje.

Na twarzy ostatnio mi coś wyskoczyło, bo zasnęłam w makijażu. Oczywiście nie wytrzymałam i wycisnęłam. Błyskawicznie się to goi. WIEM, JESTEM PSYCHOPATKĄ. 

Retinoidy to zło. Ale buźka jest ładna...
ściskam, różowatomi
                                                         

sobota, 17 października 2015

Kolejna zmiana kosmetyków?

Moja cera uległa zmianie odkąd zmieniły się moje leki. Axotret zawiera tę samą substancję, co Izotek, ale podobno mogą wystąpić różnice w tolerowaniu tych leków przez organizm. U mnie jak na razie jest dobrze. Cholesterol mi spadł i mieszczę się w normie z wszystkimi wynikami badań. Ograniczyłam alkohol do minimum (zdarzyło mi się wypić winko 8% w miesiącu przed ostatnimi badaniami). Nie jem masła, niczym takim nie smaruję chleba. Jem mało smażonego. 

Czuję się naprawdę dobrze, jednak przeszkadza mi trochę fakt, iż w dni, gdy nakładam na twarz krem (o którym pisałam tutaj) moja cera pod podkładem, którego aktualnie używam - świeci się. Już się tego odzwyczaiłam i nie chcę z tym znowu walczyć. Postanowiłam wrócić do wcześniejszego podkładu czyli Maybelline Affinimat - matuje i bardziej kryje. O nawilżenie już się nie boję, jest na optymalnym poziomie. 

Skóra mi raczej nie schodzi z twarzy, ale mam też NOWE ODKRYCIE w sferze pomadkowej. To, że moje usta nie dawały sobie rady z retinoidami nawet w parze z pomadką, to nie wina ust. To wina pomadki. Pomadka, którą dorzucają za darmo do izo jest do kitu. Do Axotretu nie wydają, więc byłam zmuszona sobie kupić. Wzięłam NIVEA ESSENTIAL CARE. ;) Jest niezawodna. Nie trzeba tak często jej używać, a efektem są usta sprzed izo :) Niesamowite doznania dla pacjenta retinoidów.

Nie mam na twarzy ŻADNYCH STANÓW ZAPALNYCH. Zero tych pieprzonych pryszczy. Jedyne, co mnie teraz trapi, to te pozostałości - blizny, w postaci delikatnych wgłębień i czerwonych śladów. Nawet na okres mi nic nie wyszło. Nieprawdopodobne! Blizny delikatnie bledną - NOSCAR.

Dodatkowo chciałabym napisać o moim dużym palcu u prawej stopy. Tak - o palcu :) Od 2 miesięcy coś mi się z nim dzieje niedobrego. Myślałam, że to paznokieć mi wrósł. Pozbyłam się tego, moczyłam stopę, przemywałam wodą utlenioną i smarowałam żelem przeciwobrzękowym i przyciwzapalnym. Było lepiej, ale po odstawieniu powyższych, wracało. I wyglądało coraz gorzej. Aktualnie wydobywa się z niego gęsta ropa, nadal mnie boli i jest bardzo czerwony. Od ostatniej wizyty u Pani Dermatolog, smarowałam wg zaleceń tymi antybiotykami co twarz. Jednak stan się pogorszył. Doktor powiedziała, że to tzw. zanokcica ropna paznokcia - czyli zapalenie wału paznokciowego. Może to być efekt uboczny zażywania retinoidów, ale moim zdaniem jest to głównie spowodowane tym wrośniętym paznokciem, którego fragment własnoręcznie usunęłam. Może to doprowadziło do zakażenia. Dostałam dodatkowo Augmentin (antybiotyk), Encorton (steryd) i Baneocin. Ten steryd, z tego, co czytałam, jest silnym lekiem. Przeraża mnie to. Ale ma mi pomóc z tym palcem. 

Zastanawia mnie fakt jaki procent moich wnętrzności będzie zdatny


do użytku. Ilość leków mnie przeraża. Jem ich tyle, co przeciętny emeryt. Mam dość. Dostałam informację, że Axotret będę zażywać do marca. Miałam nadzieję, że może do końca roku się wyrobię. Moja waga oscyluje między 48 a 51, czyli jest kiepsko.

ALE WALKA SIĘ TOCZY I NIE PODDAM SIĘ NA PEWNO. Muszę pamiętać po co to wszystko. Martwić się będziemy, jeśli zajdzie taka potrzeba.



ściskam, różowatomi

poniedziałek, 5 października 2015

Grafik

Mój grafik lekomanki przedstawia się następująco:

Rano dnia I:
Noscar - krem na bazie masy perłowej na blizny (ok 40 zł)
Rano dnia II:
Xemose Cerat z serii Uriage - krem nawilżający (ok 120 zł, ale kupiłam tańszy z tej serii za 70 zł)

Wieczór dnia I:
Mieszanka Fucidin+Rozex
Wieczór dnia II:
Bedicort G+Aknemycin

Te wieczorne to antybiotyki do smarowania zewnętrznego na stany zapalne.

Rano i wieczorem Helicyd x1
Podczas obiadu 2 tab. Sylimarolu

Za całość tych leków - łącznie z Axotretem (pani w aptece wymieniła mi Aknenormin na Axotret, gdyż ten pierwszy kosztował ok 98 zł za 30 tab. 10 mg, a Axotret 43 zł) zapłaciłam około 300 zł.
Bardzo dużo, ale mam nadzieję, że dzięki temu, że mam ich używać co drugi dzień, to starczą na jak najdłużej.

Zauważam, że odkąd stosuję powyższe, dodatkowe leki, nie wyskakują mi żadne, nowe stany zapalne na twarzy. To naprawdę świetna informacja ;) Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej i lepiej.

Post napisany prawie, że na kolanie, w razie wątpliwości pytajcie w komentarzach czy na priv. Naprawdę jestem dość zabiegana, ale daję Wam fotki twarzy sprzed kilku dni.





ściskam, różowatomi

wtorek, 22 września 2015

Uwaga na dermatologów!

Bez owijania w bawełnę i bez ściemy. Po prostu - jestem zawiedziona. Nawet nie wiem od czego zacząć. Spróbuję to jakoś usystematyzować...

W poniedziałek 14.09.2015 r. odbyłam pierwszą wizytę z nową Panią Doktor. Miałam wówczas jeszcze 9 tabletek izoteku 10 mg i 39 tabletek izoteku 20 mg. Trafiłam do nowej lekarki:
  • bez kopii mojej dokumentacji medycznej, którą uzbierała poprzednia Pani B. (nazwijmy ją tak, by ułatwić identyfikację owych pań w moim opowiadaniu), ale nie pozwoliła mi jej skserować (A POWINNA, BO TAKIE MAMY PRAWO - ja na wizycie tego nie wiedziałam, więc się bardzo nie upierałam); 
  • bez wyników badań krwi, gdyż lekarz rodzinny (nie mój, mój był na urlopie akurat) nie chciał wypisać mi skierowania, bo przecież ostatnie miałam w sierpniu i on uważa, że tyle TO PRZESADA (!); 
  • bez wykonanego testu ciążowego, bo zupełnie o tym zapomniałam (kupiłam po drodze w aptece, żeby wykonać na miejscu, jeśli będzie potrzeba)
I co ona na to? Brak kopii dokumentacji ją zdziwił, zaznaczyła, że Pani B. powinna mi ją pozwolić skopiować. W zamian za to dałam jej krótką informację od Pani B. o tym jak długo biorę leki, jakie dawki i że powinnam mieć przy sobie wyniki badań i test ciążowy. O badaniach opowiedziałam. Jak się okazało, bez nich nie mogła przepisać mi dalszych leków, gdyż nie wiedziała czy zmieniać dawkę. Potem, gdy obejrzała moje wcześniejsze wyniki, stwierdziła, że były badane złe parametry ;) Świetnie! Pani B. nie wiedziała nawet co badać!!! I przepisywała złe skierowania!!! Niezwiązane z terapią retinoidami. Pani N. - nowa dermatolog skierowała mnie na badania i kazała umówić się na wizytę tydzień później. Brak wykonanego testu ciążowego to było dla niej na tyle dziwne... Że zapytała: ale po co Pani robi testy? I mi wytłumaczyła, że nie ma takiej konieczności, skoro przyjmuję antykoncepcję! Moje plastry znała, zapisała sobie tylko nazwę i nie pytała o zaświadczenie od ginekologa. 

Badania, które powinnam była wykonywać to przede wszystkim za pierwszym razem przed rozpoczęciem kuracji:
  1. morfologia krwi
  2. glukoza
  3. trójglicerydy
  4. cholesterol całkowity
  5. ALT (próba wątrobowa)
Dalej już bada się jedynie te 3 ostatnie parametry (jeśli reszta jest w porządku). 
Z poprawnymi badaniami (ale nieunormowanymi niestety) trafiłam na drugą wizytę tydzień później - 21.09.2015 r. No i zaczynamy!
  • zamiana Izoteku na Aknenormin (taki sam skład - w stu procentach!!! a podobno niższa cena - jeszcze nie kupiłam - dam znać) - mogę nadal jeść Izotek, bo zostało mi dwudziestek, natomiast dziesiątki już Aknenormin, i uwaga: 10 mg rano, 20 mg wieczorem!!! Nie jak mi kazała Pani B.!!! 20 mg na wieczór, bo nie mamy kontaktu ze słońcem w nocy! Paranoja jakaś.. Nawet dawki mi źle ustawiła
  • włączenie do terapii niezbędnej ochrony żołądka - Helicid (2 x dziennie) i wątroby - Sylimarol (2 x dziennie) - wcześniej niczego takiego nie brałam, podobno to masakra dla moich wnętrzności... fajnie. 3 miesiące na izo bez osłony, bo wg Pani B. wszelkie leki są zabronione
  • miałam podwyższony cholesterol - norma to 190, ja miałam 211 - załatwimy do ww. lekami podobno, żadnej nadzwyczajnej diety tylko ograniczyć tłuszcze i ZERO alkoholu, glukozę mam w normie! :)
  • leki do stosowania zewnętrznego (też mam ochotę tu dodać kilka wykrzykników, bo Pani B. twierdziła, że są zakazane. Nawet nie powiedziała mi czym nawilżać i czy w ogóle powinnam) - są to leki do mieszania na rano i wieczór po 2 preparaty, co drugi dzień inna mieszanka. Nie podam Wam teraz nazw, bo nie mogę się doczytać na recepcie - Pani w aptece też miała problem ;) więc dziś się przejdę do przychodni i poproszę o darmowe tłumaczenie - a potem wszystko dokładnie Wam podam
  • do mycia na rano (bez zmian) płyn do higieny intymnej Laktacyd lub inny (ja mam inny), który nie podrażnia, a na wieczór emulsję z Cetaphilu, która dodatkowo dokonuje demakijażu. 
Rozpoczęcie terapii izo latem to tragedia. Nie robi się tego, chyba, że jest to przedłużenie wcześniej rozpoczętej terapii. Pierwszy raz spotkałam się z podważaniem słów innego lekarza, a nawet powiedziałabym - obrażeniem lekarza, przez innego lekarza. Już dwukrotnie, gdy byłam u rodzinnego były małe wątpliwości co do badań krwi, że dziwne parametry Pani B. każe badać, ale ostateczny lincz tej kobieciny wypłynął z ust Pani N. 

O cenie wszystkich powyższych produktów też Was poinformuję, gdy tyko zakupię. Będzie to pewnie duża kwota, ale skoro mam mieszać i dodatkowo smarować się poszczególnymi lekami co 2 dni, to pewnie mi to wystarczy już do końca terapii. Prognozowany koniec to styczeń. Pani N. powiedziała, że przy innym rozłożeniu można było to zakończyć wcześniej, ale czasu nie cofniemy. 
Otrzymałam też stałe skierowanie na badania krwi i ustawiono mi z góry wizyty co 25 dni, by zawsze mieć 5 tabletek izotretynoiny w zanadrzu. 



Mam nadzieję, że wszystko uwzględniłam. Jeśli nie, to dopiszę w kolejnym poście. Jeśli macie jakieś pytania, to komentujcie.

Cieszę się bardzo z Waszych prywatnych wiadomości na fanpejdżu różowatomi! Piszcie o swoich doświadczeniach, bardzo mi to pomaga. 



ściskam, różowatomi

czwartek, 10 września 2015

Zmiana cery na dobry suchar

Słońce za oknem, powiało latem. Czas na jakiś mały wpisik. Przyznam się, że nie używam już filtrów, bo słońce rzadko, ale nawet pod koniec lata nie używałam, bo (może nieodpowiedzialnie) stwierdziłam, że jest to już niepotrzebne. Dzisiaj chcę trochę napisać a propos nawilżania cery trądzikowej podczas terapii izo (naszej kochanej!). Skóra się łuszczy jak szalona, wspominałam nie raz. Mimo to, ja jej nie nawilżam. Tak, mogę powtórzyć: NIE NAWILŻAM. Dlaczego? Przez jakieś 2 tygodnie wklepywałam krem z Ziaji, o którym pisałam wcześniej. Jak to się skończyło? - Na podleczonej twarzy zaczęło wyskakiwać więcej stanów zapalnych. O wiele więcej. Skutkowało to tym, że podczas każdego większego stresu wyciskałam lub rozdrapywałam te brzydactwa. Desperacja doprowadzała do zwiększenia ich liczby, oczywiście. 

Postanowiłam NIE NAWILŻAĆ twarzy. Nie wiem, jakie są Wasze doświadczenia związane z izotekiem, ale ja opisuję swój przypadek. Jeśli lekarz nie powiedział Wam jasno, co robić, to spróbujcie na kilka dni przestać stosować krem. Moja dotychczasowa dermatolog (słyszałam w głosie) nie była pewna czy nawilżać czy nie i odpowiedziała jakoś wymijająco. 

W związku ze zmianą mojej cery z tłustej na suchą postanowiłam zmienić podkład. Poprzedni, o którym pisałam TUTAJ i tak się już kończył. Planowałam spróbować podkładu marki Revlon. Jednak, by go kupić, musiałabym najpierw sprawdzić jaki kolor do mnie pasuje,a nie miałam u siebie nigdzie takiej możliwości. Wyhaczyłam promocję w Naturze na produkty marki Maybelline. Konsultantka doradziła mi podkład Maybelline Affinitone Mineral do cery wrażliwej. W sumie chyba przekonała mnie promocja.


Maybelline daje mu krycie na poziomie 4 (skala od 1 do 5). Jest delikatny, ma lekki nienarzucający się zapach. Nakładam go gąbeczką, bo jest szybciej, ale pewnie przy nakładaniu palcami efekt byłby lepszy. Nie używam pudru. Moja cera jest wówczas w dość dobrym stanie. Świecenie się odeszło w zapomnienie DAAAAAAAWNO TEMU. To mimo wszystko cudowne uczucie. ;) 

Aktualnie moja cera jest w dość dobrym stanie. Mam może ze 2 wypryski, które się suszą, a reszta to ślady i zaskórniki wydobywające się po małym kroczku na zewnątrz. Poniżej przedstawię Wam zdjęcia twarzy bez makijażu i z makijażem, jednak chciałabym zwrócić uwagę na to, że to makijaż zrobiony z rana, na szybko, jedna warstwa podkładu gąbeczką, bez korektora i pudru. Jest godzina już prawie 16, a on pozostaje w niezmienionej formie. :) Krycie nie jest fantastyczne, ale jak już wspominałam, nie jestem fanką maski. No trudno. ;)










W poniedziałek idę do nowej pani dermatolog i jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób ona poprowadzi moje leczenie. Według zaleceń poprzedniej doktor, miałam załatwić sobie skierowanie na badania krwi u lekarza rodzinnego. Powiedział mi, a raczej wydarł się, że mam wyniki z sierpnia i niech ta BABA nie wymyśla, wyniki są w normie!. ;) Ale się cieszę w sumie, bo nienawidzę igieł i w tym miesiącu trochę sobie odpuściłam dietę. 

Czuję się dobrze, krwawienia z nosa zniknęły. Jako balsamu ogólnie do ciała używam Vaseline z aloesem - jest niezastąpiony. Nawilża naprawdę bardzo dobrze. Poczułam gładkość skóry już po pierwszym użyciu. Usta smaruję pomadką, ale nie jestem w stanie tego robić co 5 min., bo nie mam czasu, a muszę przyznać, że częste smarowanie pomaga. Piję dużo wody i generalnie płynów. Bardzo chce mi się pić. Niestety nie przytyłam, mimo że jem niby więcej. Już sama nie wiem czy to kwestia antykoncepcji czy Izoteku. Bóle mięśni i kręgosłupa.. Chciałam napisać, że zniknęły, ale tak naprawdę chyba się uodporniłam. Kręgosłup już tak nie łupie przy kładzeniu się do łóżka, a reszta pozostała.

Jest fajnie, tylko dlaczego już zimno? :( Lato w domu z izo tak szybko się skończyło... 

ściskam, różowatomi

wtorek, 18 sierpnia 2015

Ile jeszcze?

To, że duża poprawa, to wiadomo. Jednak o chwilowym pogorszeniu nic jeszcze nie pisałam. Myślę, że jest to kwestia miesiączki, ale mimo to - irytuje. I zastanawia. Czy po odstawieniu leków, po zakończeniu kuracji, nadal będę miała to brzydactwo 'na okres'? Mam wielką nadzieję, że nie.

Aktualny stan mojej cery na zdjęciu poniżej.

18.08.2015 - pod koniec 2 miesiąca kuracji
Skóra schodzi, jak wcześniej. Dodatkowo zauważyłam, że gdy ukąsi mnie komar i się podrapię , to paznokciami robię sobie konkretne rany. Nie mogę drapać. Unikam w tym roku komarów, jak ognia. Na dekolcie i plecach skóra przesuszona - zero wyprysków. ZERO.
Dziś zauważyłam, jak potężny mam łupież. Wydawało mi się, że jest ok, bo duże płaty skóry zniknęły. Pojawiły się jednak drobne 'płatki śniegu'. Widoczne tylko z bliska na moich blond włosach, ale mimo wszystko jest tego dużo. Muszę kupić jakiś szampon przeciwłupieżowy. Aktualnie używam NIVEA Long Repair i jest ok. Do tego maska DOLCE LATTE - nawilżająca. Maska średnio pomaga. Ale bez niej jest nie do wytrzymania. Myję włosy raz na 1,5 tygodnia.

Mam bardzo przesuszone palce od stóp, szczególnie w okolicach paznokci. Od rąk też. Przy wycieraniu rąk po myciu, czuję dyskomfort - są przesuszone.

Jutro wizyta u dermatolog. Wyniki badań, które nakazała mi wykonać są poprawne. Wszystko mieści się w normach. Cieszę się, bo naprawdę wyraźnie ograniczyłam cukier, tłuszcz, a alkoholu prawie wcale nie piłam (może pół lampki wina). Ograniczyłam, ale nie zredukowałam. Mogę jeść, ale bez przesady.

Po miesiącu stosowania plastrów, widzę, że troszkę przytyłam. Nie dużo, ale mimo to się cieszę.
Idę się zważyć.......................
Niestety. Ważę 51 kg. Nic nie przytyłam.. Mimo, że mam takie wrażenie. W każdym razie jem więcej, mam normalny apetyt. Jestem na dobrej drodze! Niekiedy mam zawroty głowy, ale od czego, to w tej chwili ciężko wydedukować. Może po prostu od upału.

Planuję w tę sobotę nie brać porannej i wieczornej dawki Izoteku. Chcę spróbować dobrego wina w trochę większej ilości. ;) Myślę, że nie będzie to wielki problem dla całej terapii. Jeśli coś będzie nie tak, to dam Wam znać.

Podsumowując: czuję się dobrze, ale niech już będzie po wszystkim :) Chcę wyglądać jak zdrowy człowiek. Marzę o tym. W przyszłym roku jestem świadkową na ślubie kogoś ważnego. BĘDĘ NA DRUGIM PLANIE. Muszę wyglądać ładnie. ;)

ściskam, różowatomi

środa, 5 sierpnia 2015

Poprawa cery i gorszy dzień...

Kobiety w swoim pakiecie mają każdy rodzaj emocji. Potrafią także zastosować wszystkie w jednej chwili. Sama ciężko znoszę niektóre dni cyklu miesiączkowego, ale nie o tym chcę tu napisać, a generalnie o stanach emocjonalnych. Na ulotce Izoteku piszą, że jednym ze skutków ubocznych jest obniżenie nastroju, stany depresyjne a nawet próby samobójcze (sic!). To ostatnie zdarza się bardzo rzadko, jednak same stany depresyjne częściej. Raz na kilka dni zdarza mi się wyć do poduszki, nie wiadomo dlaczego. Nie mam ochoty wychodzić z domu, przebywać z kimś z zewnątrz. Pan M., jak mi się wydaje, stara się to zrozumieć. Ale nie jest to łatwe. Momenty, kiedy jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o Izotek. 

Dodatkowo, najgorsze, co można sobie zrobić w takim stanie, to poczytać w Internecie na temat skutków ubocznych, jakie opisują forumowicze. Dla mnie osobiście, aspektem, o który boję się panicznie jest możliwość urodzenia dziecka z upośledzeniem (po zakończeniu kuracji), albo zwyczajnie - bezpłodność. Ulotka mówi, że nie ma dowodów na to, że izotretynoina może w jakiś sposób źle wpływać na płodność kobiety. Ale w trakcie leczenia zajść w ciąże nie wolno. Nie ma dowodów, dlaczego? Może dlatego, że nawet jeśli komuś zdarzyło się w życiu coś takiego, po latach od przyjmowania izo, to nie wpadł na to, że to mogło być przyczyną. Tak sobie rozmyślam. Dochodzą do tego telefony, komputery, żywność modyfikowana genetycznie, która jest wszędzie i cała reszta, produkty będące na rynku stosunkowo krótko, by znać długofalowe skutki uboczne. Nie wiemy, czy nasze wnuki nie zaczną borykać się z chorobami, o których dziś nikomu się nie śniło. Nie wiem, co zostanie w moim organizmie po zakończeniu leczenia. Jak będzie wyglądała moja wątroba. Trzy razy tetracykliny, w międzyczasie wiele innych różnych leków, antybiotyków. 

Słyszałam kiedyś, że to nie ma sensu. Po co truć swój organizm, niszczyć go od środka, tylko po to, by mieć ładną cerę. To opinia do przemyślenia oczywiście. Każdy indywidualnie powinien się z  nią rozprawić. Czy Twój problem z cerą jest DLA CIEBIE na tyle uciążliwy, że podejmiesz się tego podniszczenia organizmu? 

Dla mnie jest. O, i dzień się poprawił - przypomniałam sobie, po co to wszystko robię. ;)

 Dla porównania zdjęcia: efekt leczenia po miesiącu zażywania tetracykliny oraz efekt leczenia po ponad miesiącu izotretynoiną (pamiętajcie, że na początku brania izo była to już cera podleczona tetracykliną i hormonami). Skóra na chwilę obecną nie jest już biała, jak wcześniej. To kwestia opalenizny. Zdążyłam się opalić w przerwie między antybiotykami. Dodatkowo mój krem ochronny dla niemowląt (filtr 30), którym się smaruję, chyba przyciąga słonce. 

Czoło



Reszta twarzy + popękane usta
ściskam, różowatomi

wtorek, 4 sierpnia 2015

Słońce świeci, a izotek...

Niestety moja kuracja Izotekiem padła na lato. Zaczęłam pod koniec czerwca, mimo, że chciałam w listopadzie. O tym więcej TUTAJ. Dermatolog stwierdziła, że nie ma większych przeciwwskazań do zażywania izo latem. Brałam w końcu już tę antykoncepcję właśnie w tym celu przez kwiecień, maj i czerwiec. Byłabym zawiedziona. Wskazała jednak używać kremów z wysokim filtrem, jeśli już będę zmuszona wyjść na słońce. Wyjść - w żadnym wypadku przesiadywać na słońcu. Kiedy idę na zakupy w słońcu, to staram się chodzić miejscami ocienionymi, chodzę bardzo szybko, albo jeżdżę rowerem.
Zakupiłam kapelusze z dużym rondlem, by dodatkowo okrywać twarz. Ale nie smarowałam reszty ciała filtrem, bo dermatolog powiedziała, że niekoniecznie. Co to za odpowiedź - niekoniecznie... Szybko jednak okazało się, że bez kremów się nie da. Skóra po pierwszym miesiącu była już bardzo przesuszona nie tylko na twarzy, ale i na rękach. Do tego jeszcze zaczęła pojawiać się pokrzywka z małymi bąblami w różnych miejscach na rękach. Pomagało smarowanie filtrami, a w domu zwyczajnymi kremami nawilżającymi. Schodziło już na drugi dzień. Zdjęcia poniżej:

Efekt przesuszonej skóry na ręce


Druga ręka
Dziś wiem, że to raczej głównie z przesuszenia. Bo nawet, gdy cały tydzień było deszczowo, pojawiało mi się to. Raz zapomniałam wziąć wieczornej dawki izo i na drugi dzień rano też mi to wyszło. Ale nie wiem czy było z tym powiązane, czy wyszło z tego powodu, co zawsze - z przesuszenia.
Usta mam wiecznie popękane, schodzące skórki nerwowo odrywam. Najgorzej jest mi podczas rozmów z kimś. Mam wrażenie, że wszyscy na to patrzą. I patrzą, widzę to. Do opakowania Izoteku dokładają zawsze pomadkę ochronną. Smaruję często. Dużo to chyba nie zmienia. Ale smarujcie! Bo nie wiem, co będzie jak przestanę smarować. Może będzie jeszcze gorzej. Musiałam zrezygnować ze szminek... Bardzo mnie to smuci, bo je uwielbiam. Ale na takich ustach wygląda to parszywie.
Skóra schodzi z uszu, z głowy w postaci dość dużych płatów. Włosy są bardzo wysuszone. Przypadł mi akurat czas farbowania refleksów, bo miałam odrosty i niestety widzę, że bardzo mi to pogorszyło stan włosów. Nie radzę farbować podczas kuracji izotekiem. Myję włosy raz na tydzień (sic!). W ogóle się nie przetłuszczają. Nie suszę suszarką i nie prostuję. Wtedy to chyba by mi wszystkie wypadły. No właśnie - wypadają mi włosy. Na potęgę!
W nosie mam dużo skrzepów krwi - codziennie. Niestety tak to działa, podrażnia też śluzówkę nosa.
Oczy bez przyciemnianych okularów na zewnątrz szczypią i łzawią. Nawet jeśli nie świeci słońce, a wychodzę rano i jest jasno. 

Bóle mięśni to kolejny skutek uboczny. Do tego, w moim przypadku, bóle dolnych partii pleców przy wstawania, przy kładzeniu się do łóżka, nachylaniu się. Bolą też stopy w okolicach kości piętowych.

Brzmi może niezbyt zachęcająco, ale jest to do przeżycia. Jeśli jesteś osobą, która męczy się z tym problemem bardzo długo, to to powyżej to pestka. Jednak mam nadzieję, że nic więcej się nie pojawi. Poprawę stanu cery ocenicie już niebawem. Zdjęcie pojawi się w następnym wpisie. Sami ocenicie czy warto.



ściskam, różowatomi

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zanim dostaniesz receptę na izotretynoinę...

Po zakończeniu leczenia tetracyklinami, zostałam skierowana do ginekologa na ogólne badania ze wskazaniem na antykoncepcję. Otrzymałam też książeczkę o stosowaniu Izoteku i skutkach ubocznych. Warunkiem zażywania tego leku jest podpisanie deklaracji o obowiązku przyjmowania antykoncepcji. W sytuacji zajścia w ciążę podczas leczenia izotretynoiną lub 1-2 miesiące po jego zakończeniu mogłoby dojść do poważnych uszkodzeń płodu. Dlatego tak bardzo dokładnie sprawdza się kobiety pod tym względem - co wizytę należy mieć przy sobie wykonany rano, tego samego dnia, test ciążowy.

Przez 3 miesiące przed Izotekiem musiałam przyjmować tabletki Sidretella 20, które były dość tanie (ok 25 zł) i dobrze zgrywały się z moim organizmem. Czułam się dobrze, nie miałam nudności, nie byłam senna. (Oczywiście stan mojej cery poprawił się już po tej antykoncepcji, jednak wiem, że to chwilowe. Terapie tabletkami anty mam już za sobą - po odstawieniu wszystko powróciło.) Był jeden minus Sidretelli 20. Zaczęłam po niej chudnąć, straciłam apetyt. Jestem osobą szczupłą i nie było to dla mnie dobre, ale starałam się x5, żeby jeść. Jadłam wszystko to, na co miałam ochotę, lecz w małych ilościach, bo nie byłam w stanie jeść normalnych porcji. Oczywiście w zależności od leku i organizmu, skutki uboczne mogą być różne. Przypominam, że opisuję jedynie swój przypadek. 

Przed wizytą u dermatolog musiałam także wykonać badania krwi. Najważniejszy jest poziom trójglicerydów, cholesterolu HDL i LDL oraz glukozy. 

Pierwsze wyniki były w normie. Jedynie cholesterol HDL (ten pozytywny) był lekko podwyższony, co mogło być spowodowane moim spadkiem wagi. 

Dawkę Izoteku dla poszczególnego pacjenta oblicza się na podstawie jego wagi. Ja ważyłam wówczas około 50 kg, więc według obliczeń Pani Doktor powinnam przyjmować 30 mg leku na dobę.

20 mg - rano (do godziny 10:00)
10 mg - wieczorem (między 18:00 a 20:00)

Kapsułki w kolorze pomarańczowym przyjmuje się z jedzeniem. Koszt: ok. 105 zł za dwa opakowania (20 mg i 10 mg).
Recepty są tylko na 30 tabletek. Wszystko po to, by zmusić pacjenta do wizyt kontrolnych co 30 dni, ale na dzień dzisiejszy jestem w trakcie drugiego miesiąca leczenia i Pani Doktor obiecała mi zapisać kolejne opakowanie - 60 tabletek. Wszystko co pisałam do tej pory wydarzyło się wcześniej. Kolejny wpis będzie już na bieżąco.

Moja twarz wraz z rozpoczęciem kuracji izo przedstawia poniższa fotografia:

Pierwszy dzień kuracji Izotekiem
24.06.2015 r.
ściskam, różowatomi

Tetracyklinę proszę. Po raz trzeci.

Otóż to!
Nadszedł czas, gdy postanowiłam konsekwentnie uratować swoją twarz, uratować siebie, jako człowieka. Bo moja twarz - to ja. Moja wizytówka, którą dzielę się na wstępie każdej relacji. Moja twarz doprowadzała mnie do coraz to większej rozpaczy. Miałam naprawdę dosyć.

Postanowiłam poczekać do listopada i z nadzieją otrzymania recepty na Izotek, poszłam do nowej dermatolog. Po dokładnym obejrzeniu mojej twarzy, wyrok brzmiał: Tetralysal. Aż uśmiechnęłam się z żałości i niedowierzania. Serio? Trzeci raz to samo? Poinformowałam Panią nerwowo, że to będzie już trzecia taka próba, poprzednie, jak widać, zakończyły się fiaskiem. Wytłumaczeniem Pani było to, że każda terapia tego typu, według procedur, musi rozpocząć się od przyjmowania tetracykliny i bez dyskusji. Ona musi mnie sama obserwować, bo nie może wierzyć na czyjeś słowo. Czyjeś - czyli moje. Żałowałam później jeszcze długo, że nie poszłam do niej z kserem moich poprzednich kartotek. Biłam się w pierś, że się nie przygotowałam, że na to nie wpadłam. Mieszkałam wówczas już w innym miejscu, niż wcześniej, więc załatwienie tych kopii byłoby dla mnie nie lada wyczynem. Studiowałam i pracowałam. I kupiłam ten pieprzony Tetralysal.

Na początku kuracji nawet zapisywałam dokładnie, co biorę, robiłam sobie zdjęcia, żeby widzieć zmiany. Jednak widząc, że wiele się nie zmienia, dałam spokój i pokornie czekałam na Izotek. Poniżej przykład moich notatek.

23.11.2014 r.
8 dni tetracyklina po 2 tabletki + differine
16 dni tetracyklina po 1 tabletce + differine

16 dni tetracyklina po 1 tabletce + differine + papka ichtiolowa

Czoło


Reszta twarzy

29.12.2014
tetracyklina po 1 tabletce + differine + papka ichtiolowa

Czoło

Reszta twarzy

Tetracyklinę przyjmowałam do końca marca 2015. Stan cery poprawił się oczywiście, jak to bywało wcześniej, ale trądzik powrócił w postaci guzków. Pani Doktor już wtedy wiedziała, że Izotek jest jedynym rozwiązaniem, ale widać było, że boi się go przepisać. Ja jednak dążyłam tylko do tego. To był mój jedyny cel. Jedyny lek, w którym pokładałam nadzieje. Należało się jeszcze do niego przygotować...


ściskam, różowatomi

Zwięzła historia mojej choroby

Z trądzikiem żyję już ponad 8 lat. W tym czasie zdążył on oczywiście ewoluować nie raz. Zaczęło się w gimnazjum i sprawiało wrażenie typowego trądziku młodzieńczego, z którym ma problem wielu nastolatków w okresie dojrzewania. Moja mama raczej nie przejmowała się tym zbytnio, gdyż myślała, że minie samo. Jednak, kiedy rozpoczęłam naukę w szkole średniej, problem wydawał mi się okrutnych rozmiarów. Tłumaczyć chyba nie muszę, że to czas pierwszych miłości i tych wszystkich innych ulotnych zauroczeń. Moja cera była bardzo tłusta, przez co, mój wówczas prowizoryczny makijaż, nie trzymał się twarzy. Krostki zawsze wyciskałam, także próbowałam rozdrapywać grudki. Nie zostawały po tym większe ślady, co więcej, te wyciśnięte szybciej się goiły. Zmiany skórne pojawiały się głównie na twarzy, rzadko na plecach. Dodatkowo, podczas ekspozycji na słońcu (nawet krótkiej)  moja cera rumieniła się: głównie na nosie i dokoła niego. Pamiętam, że jeszcze wtedy widać było na nosie kilka piegów.

Stosowałam wówczas wiele maści. Każdy dermatolog traktował mój przypadek z przymrużeniem oka. Natężenie trądziku było średnie i zwyczajnie myśleli, że mi przejdzie z wiekiem. Ale żaden - podkreślam - naprawdę żaden, nie obejrzał mnie z bliska. Wreszcie trafiłam na lekarza, który zapisał mi tetracyklinę w postaci leku Tetralysal. Nie jestem w stanie dokładnie określić, jak długo brałam ten antybiotyk, ale było to na pewno więcej niż 6 miesięcy. Zalecono mi brać jedną tabletkę dziennie - dawka 300 mg. Gdy nadszedł czas by, zdaniem doktora, zacząć zmniejszać dawkę i całkowicie odstawić ten lek, stan cery był lepszy, ale nie była ona zupełnie czysta. Dodatkowo z czasem trądzik powrócił. Byłam wówczas młoda i stwierdziłam, że poczekam, aż samo minie. Moja mama także nie naciskała na wizytę u kolejnego dermatologa.

Po ukończeniu 19 roku życia krostki i grudki coraz częściej przenosiły się także na dekolt, ramiona i plecy (pojedyncze na brzuch, uda). Podjęłam wówczas kolejną próbę wyleczenia. Ku mojemu zdziwieniu, lekarz zapisał mi ponownie Tetralysal. Stwierdziłam, że wie, co robi. Był to inny lekarz niż poprzedni, ja byłam starsza i zwyczajnie mu zaufałam. Powiedział, że lek będę przyjmować przez 4 miesiące. Po 8(sic!) poprosiłam o zmianę leku, gdyż nie widziałam wyraźnych zmian, a drobne polepszenie mnie nie interesowało, w końcu trułam organizm już tak długo. Zapisał mi wtedy jakieś drożdże, po których czułam się źle, miewałam częste bóle głowy i wymiotowałam. Odstawiłam to i po raz kolejny się poddałam.

W międzyczasie zdarzyło mi się bywać u kosmetyczek na tzw. oczyszczaniu cery. Miałam zaskórniki i ogólnie zapchane pory. Z ręką na sercu - pogorszyło to stan mojej twarzy. ŻADNA KOSMETYCZKA NIE POWINNA OCZYSZCZAĆ MECHANICZNIE TWARZY OSOBY, U KTÓREJ WIDZI ROPNE WYKWITY I GENERALNY ZŁY STAN CERY. Ale o tym dokładniej - innym razem. ;)

Niecałe dwa lata później czyli w roku 2014 przeżyłam największy wysyp na twarzy oraz zauważyłam, że krostki i grudki wolno się goją, pozostawiają ślady, a nawet minimalne wgłębienia.
Znalazłam powiązanie opłakanego stanu cery z ogólnym pogorszeniem psychicznym. Co gorsza, patrząc na to z perspektywy czasu, widzę, że to się wzajemnie napędzało. Mój kiepski stan psychiczny, obniżenie nastroju, stany depresyjne powodowały większy wysyp na twarzy. Natomiast większy wysyp na twarzy powodował gorsze stany emocjonalne.
W tym właśnie czasie poznałam też Pana M.

ściskam, różowatomi