niedziela, 30 sierpnia 2015

Krótko o kobiecości trądzikowej

Zainspirowana wspomnieniami związanymi ze stanem mojej twarzy z WTEDY postanowiłam poruszyć tę najbardziej brutalną stronę posiadania owej choroby. Mam na myśli, oczywiście, pokazywanie się bez makijażu przed facetem, na którym nam zależy. Bez znaczenia jest to czy to facet na jedną noc czy na 204220 nocy. No chyba, że jesteś pijana. Ale tak szczerze mówiąc, musiałabyś być NAPRAWDĘ napruta jak okręt, żeby olać to, że właśnie nie masz makijażu i ON to widzi. Jeśli go w ogóle zmywasz w takiej przygodnej sytuacji ;) O przygodnych nie rozmawiamy, rozmawiamy o tych ważniejszych chwilach w naszym życiu. 

Dla większości kobiet samo obnażenie się z ubrań jest wyzwaniem. Osoba, która ma trądzik ma prawdopodobnie dodatkowo (prócz tej, z tytułu płci) obniżoną samoocenę. Wiem, co mówię ;) Ale do rzeczy. Może mu to przeszkadzać. Oczywiście jak każdy człowiek, ma do tego prawo. Nie krytykuję tego typu postawy, bo ja też mam różne fanaberie. To tak na pierwszy rzut oka. Człowiek to tylko człowiek. Jednak myślę, że każda z Was krzywi się na widok, np. dużego pieprzyka u kogoś, czy łupieżu (mimo, że nie wynikają one z braku higieny). Każda coś tam sobie znajdzie w ten deseń.

Na drugi rzut oka, nie jest to już takie oczywiste. Mój światopogląd uwzględnia aktualnie jedną zasadę w tej kwestii. Jest ona obligatoryjna, nie do ruszenia: 

Jemu to nie powinno przeszkadzać.

Dziewczyno, pamiętaj, że bez względu na to jaki masz kompleks. Jeśli jest to nawet ten parszywy trąd, którego nienawidzisz (ja też go nienawidzę) - masz prawo czuć się piękna, bo jesteś piękna. Przy mężczyźnie, z którym przebywasz, powinnaś zachowywać się swobodnie. On musi zadbać o to, żebyś nie zaprzątała sobie głowy głupotami. 

Mimo, że czasem jest ciężko, patrzysz w lustro a na twarzy masz stado wulkanów, które pani doktor kazała Ci przyklepać na noc śmierdzącą, gipsowatą mazią - nie powinnaś się przejmować. Pan M. mi zawsze mówił, że i tak jestem piękna. I on to mówił całkowicie poważnie. Osobowość jest głównym wątkiem pożądania. To, kim jest ta druga osoba, jak myśli, jak czuje i jak Ciebie traktuje. Ważne jest, co odczuwasz, kiedy Cię dotyka. Nie patrz w lustro przed wejściem do łóżka. Po prostu wejdź i włącz SIEBIE najintensywniej jak się da. A światło przecież możesz zgasić. Pryszczy nie będzie widać pod osłoną nocy.



W takich Panów M. wierzcie. Naprawdę istnieją. 

ściskam, różowatomi

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Izotretynoina + alkohol

Jak już wcześniej wspominałam, w miniony weekend miałam bardzo ważną uroczystość, na której planowałam wcześniej - pić alkohol. W tym celu nie wzięłam izo tego dnia (w ogóle). Oto co mam do powiedzenia na ten temat:

Powszechna jest teza, iż alkohol zmniejsza działanie antybiotyków i innych leków. Jest ona nieprawdziwa, co potwierdziły już liczne badania, mimo to jednak alkohol upośledza niektóre funkcje wątroby, gdyż to właśnie w wątrobie dochodzi do jego metabolizmu. W tym organie także rozkłada się izotretynoina. Zanim rozpoczęłam leczenie izo, otrzymałam książeczkę od dermatolog na temat tego leku. Były tam także wyszczególnione niektóre skutki uboczne ze wskazówkami, co w robić, gdy się pojawią. Jednym z nich była anemia. Porada w przypadku wystąpienia tej choroby brzmiała: "ograniczyć spożywanie alkoholu". OGRANICZYĆ. Logiczne jest więc, że nie ma jednoznacznego zakazu spożywania alkoholu w trakcie leczenia. Mimo to lekarze radzą go odstawić.
Wymaga się wtedy badań poziomu trójglicerydów przynajmniej 1 raz w miesiącu (alkohol w trakcie leczenia izotretynoiną wpływa na zaburzenie gospodarki lipidowej, chociaż nie zawiera tłuszczów (?)). Może właśnie przez tych moich kilka piw i kilka kieliszków wina w pierwszym miesiącu leczenia, miałam podwyższony poziom trójglicerydów.

Oficjalna ulotka izo mówi:  "(...) u alkoholików lub pacjentów z zaburzeniami metabolizmu lipidów może być konieczne częstsze kontrolowanie stężeń lipidów w surowicy i (lub) stężenia glukozy we krwi." 
Alkoholikiem nie jestem, ale możliwe, że mam zaburzenia metabolizmu lipidów. Cholera wie, o co chodzi, bo mimo wszystko moja norma znajduje się blisko górnej, wskazanej granicy.

"Przy wyborze alkoholu warto postawić na wino." - tak słyszałam. - bo nie zawiera tłuszczów. To fakt, mimo że tak naprawdę żaden z alkoholi nie zawiera tłuszczów!

Jak widzicie, alkohol nie jest najgorszym wyborem na świecie przy terapii Izotekiem, jednak nie wzięłam tabletek tamtego dnia. Jakiś strach, zakorzeniony głęboko w mojej podświadomości jest. Według różnego rodzaju informatorów mogłam te tabletki spokojnie wziąć. Nie wiem jednak, jak zadziałałaby moja głowa. Przecież sami jesteśmy w stanie wmówić sobie wszystko. Ostatecznie czułam się dobrze, nie miałam żadnych negatywnych objawów. Nawet kaca brak. :)

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czy mieliście jakieś przygody z lekami i alkoholem? Czekam na komentarze. :)


ściskam, różowatomi

wtorek, 18 sierpnia 2015

Ile jeszcze?

To, że duża poprawa, to wiadomo. Jednak o chwilowym pogorszeniu nic jeszcze nie pisałam. Myślę, że jest to kwestia miesiączki, ale mimo to - irytuje. I zastanawia. Czy po odstawieniu leków, po zakończeniu kuracji, nadal będę miała to brzydactwo 'na okres'? Mam wielką nadzieję, że nie.

Aktualny stan mojej cery na zdjęciu poniżej.

18.08.2015 - pod koniec 2 miesiąca kuracji
Skóra schodzi, jak wcześniej. Dodatkowo zauważyłam, że gdy ukąsi mnie komar i się podrapię , to paznokciami robię sobie konkretne rany. Nie mogę drapać. Unikam w tym roku komarów, jak ognia. Na dekolcie i plecach skóra przesuszona - zero wyprysków. ZERO.
Dziś zauważyłam, jak potężny mam łupież. Wydawało mi się, że jest ok, bo duże płaty skóry zniknęły. Pojawiły się jednak drobne 'płatki śniegu'. Widoczne tylko z bliska na moich blond włosach, ale mimo wszystko jest tego dużo. Muszę kupić jakiś szampon przeciwłupieżowy. Aktualnie używam NIVEA Long Repair i jest ok. Do tego maska DOLCE LATTE - nawilżająca. Maska średnio pomaga. Ale bez niej jest nie do wytrzymania. Myję włosy raz na 1,5 tygodnia.

Mam bardzo przesuszone palce od stóp, szczególnie w okolicach paznokci. Od rąk też. Przy wycieraniu rąk po myciu, czuję dyskomfort - są przesuszone.

Jutro wizyta u dermatolog. Wyniki badań, które nakazała mi wykonać są poprawne. Wszystko mieści się w normach. Cieszę się, bo naprawdę wyraźnie ograniczyłam cukier, tłuszcz, a alkoholu prawie wcale nie piłam (może pół lampki wina). Ograniczyłam, ale nie zredukowałam. Mogę jeść, ale bez przesady.

Po miesiącu stosowania plastrów, widzę, że troszkę przytyłam. Nie dużo, ale mimo to się cieszę.
Idę się zważyć.......................
Niestety. Ważę 51 kg. Nic nie przytyłam.. Mimo, że mam takie wrażenie. W każdym razie jem więcej, mam normalny apetyt. Jestem na dobrej drodze! Niekiedy mam zawroty głowy, ale od czego, to w tej chwili ciężko wydedukować. Może po prostu od upału.

Planuję w tę sobotę nie brać porannej i wieczornej dawki Izoteku. Chcę spróbować dobrego wina w trochę większej ilości. ;) Myślę, że nie będzie to wielki problem dla całej terapii. Jeśli coś będzie nie tak, to dam Wam znać.

Podsumowując: czuję się dobrze, ale niech już będzie po wszystkim :) Chcę wyglądać jak zdrowy człowiek. Marzę o tym. W przyszłym roku jestem świadkową na ślubie kogoś ważnego. BĘDĘ NA DRUGIM PLANIE. Muszę wyglądać ładnie. ;)

ściskam, różowatomi

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Wakacje z trądzikiem


Pogoda sprawia, że spływamy z krzeseł na podłogę. Słońce nie sprzyja terapii izo, o czym już wspominałam. Jednak chcielibyśmy trochę skorzystać z uroków wakacji. Lubię przesiadywać na balkonie, który jest usytuowany od zachodu (od rana nie ma słońca). Po południu chowam się do domu, albo gdy bardzo chcę posiedzieć dłużej, rozkładam duży parasol i dodatkowo, obowiązkowo, zawsze mam kapelusz i krem z filtrem od 30 wzwyż.

Osobiście raczej nie pokazuję się znajomym bez makijażu. Przez co wielu z nich zaskoczyły zdjęcia na blogu. Od razu napiszę tutaj czego używam, bo do cery trądzikowej, trudno znaleźć coś odpowiedniego. Generalnie próbowałam wielu kosmetyków, ale ich nazwy zatonęły w czeluściach zapomnienia, bo widocznie niczym pozytywnym, nie wpisały się w mojej pamięci.. Od ponad roku kupuję podkład: Maybelline Affinimat w kolorze Light Porcelan, który podczas wakacji mieszam z kolorem Rose Beige. Podkład ten pewnie nie jest przeznaczony dla osób z trądzikiem, które chcą idealnie przykryć całą twarz. Ja nie lubię efektu maski i jest dość tani. Zazwyczaj około 19 zł. Krosty i grudki smaruję korektorem Maybelline Affinitone w kolorze Nude Beige. Całość oprószam pudrem Maybelline Affinimat, także w kolorze Nude Beige. Wcześniej pod podkład, przyznam szczerze, nie nakładałam żadnego kremu. Zazwyczaj wieczorem po umyciu twarzy używałam kremu Cetaphil do cery trądzikowej, który ją nawilżał, ale nie natłuszczał. A nawet wcześniej zwykłe nawilżające po to, by rano skóra była gładka nawilżona, ale nie świecąca. Aktualnie nie jestem w stanie nałożyć podkładu bez kremu, mimo, że nawilżam twarz wieczorem Ziają - bionawilżającym kremem do cery tłustej i mieszanej. On naprawdę mega nawilża, ale rano i tak jest sucho. Więc daję przed makijażem wspomniany Cetaphil.

Jest już właściwie wieczór, a makijaż jest mega matowy. Aż trudno w to uwierzyć w taką pogodę. Matowy, wręcz suchy. Gdybym chciała pozbyć się odstających skórek, mogłabym zrobić peeling, ale uwierzcie, że samo. delikatne, przetarcie twarzy ręcznikiem po umyciu zwyczajnie szczypie. Jest ona bardzo podrażniona. Nie można jeszcze pogarszać tego stanu.

Po nałożeniu moich mejkapowych ziomków wyglądam o wiele lepiej niż bez. Wszyscy się zawsze dziwią, jaka jest różnicy, gdy nie jestem pomalowana. To znaczy, że całkiem dobrze kryje, nie robiąc przy tym efektu maski i nie zapychając zbytnio porów. Też słyszałam, że przy takiej cerze, nie powinnam robić sobie makijażu. - oczywiście od osób, które nie mają trądziku. Pozdrawiam z tego miejsca wszystkie te osoby. Włóżcie twarz do gara z wrzątkiem, potrzymajcie chwilę i wyjdźcie tak na zewnątrz - powodzenia!

Moje kosmetyki do makijażu twarzy

Plaża z Panem M. nie jest mi straszna. Wystarczy mi właściwie krem z filtrem, ale mimo to jednak wolę zrobić sobie cienką warstwę "tapety". Czy to znaczy, że nie mam wystarczającego dystansu to swojego schorzenia? Może tak. Ale z makijażem łatwiej mi zdobywać świat. Czuję się swobodniej, więc po co się męczyć. Trzeba sobie ułatwiać - nie utrudniać. Utrudnienia zostawmy innym. Na pewno z nich skorzystają.

Nie zapomnijcie o pomadce!

Dzisiaj idę na balkon.
ściskam, różowatomi




środa, 5 sierpnia 2015

Poprawa cery i gorszy dzień...

Kobiety w swoim pakiecie mają każdy rodzaj emocji. Potrafią także zastosować wszystkie w jednej chwili. Sama ciężko znoszę niektóre dni cyklu miesiączkowego, ale nie o tym chcę tu napisać, a generalnie o stanach emocjonalnych. Na ulotce Izoteku piszą, że jednym ze skutków ubocznych jest obniżenie nastroju, stany depresyjne a nawet próby samobójcze (sic!). To ostatnie zdarza się bardzo rzadko, jednak same stany depresyjne częściej. Raz na kilka dni zdarza mi się wyć do poduszki, nie wiadomo dlaczego. Nie mam ochoty wychodzić z domu, przebywać z kimś z zewnątrz. Pan M., jak mi się wydaje, stara się to zrozumieć. Ale nie jest to łatwe. Momenty, kiedy jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o Izotek. 

Dodatkowo, najgorsze, co można sobie zrobić w takim stanie, to poczytać w Internecie na temat skutków ubocznych, jakie opisują forumowicze. Dla mnie osobiście, aspektem, o który boję się panicznie jest możliwość urodzenia dziecka z upośledzeniem (po zakończeniu kuracji), albo zwyczajnie - bezpłodność. Ulotka mówi, że nie ma dowodów na to, że izotretynoina może w jakiś sposób źle wpływać na płodność kobiety. Ale w trakcie leczenia zajść w ciąże nie wolno. Nie ma dowodów, dlaczego? Może dlatego, że nawet jeśli komuś zdarzyło się w życiu coś takiego, po latach od przyjmowania izo, to nie wpadł na to, że to mogło być przyczyną. Tak sobie rozmyślam. Dochodzą do tego telefony, komputery, żywność modyfikowana genetycznie, która jest wszędzie i cała reszta, produkty będące na rynku stosunkowo krótko, by znać długofalowe skutki uboczne. Nie wiemy, czy nasze wnuki nie zaczną borykać się z chorobami, o których dziś nikomu się nie śniło. Nie wiem, co zostanie w moim organizmie po zakończeniu leczenia. Jak będzie wyglądała moja wątroba. Trzy razy tetracykliny, w międzyczasie wiele innych różnych leków, antybiotyków. 

Słyszałam kiedyś, że to nie ma sensu. Po co truć swój organizm, niszczyć go od środka, tylko po to, by mieć ładną cerę. To opinia do przemyślenia oczywiście. Każdy indywidualnie powinien się z  nią rozprawić. Czy Twój problem z cerą jest DLA CIEBIE na tyle uciążliwy, że podejmiesz się tego podniszczenia organizmu? 

Dla mnie jest. O, i dzień się poprawił - przypomniałam sobie, po co to wszystko robię. ;)

 Dla porównania zdjęcia: efekt leczenia po miesiącu zażywania tetracykliny oraz efekt leczenia po ponad miesiącu izotretynoiną (pamiętajcie, że na początku brania izo była to już cera podleczona tetracykliną i hormonami). Skóra na chwilę obecną nie jest już biała, jak wcześniej. To kwestia opalenizny. Zdążyłam się opalić w przerwie między antybiotykami. Dodatkowo mój krem ochronny dla niemowląt (filtr 30), którym się smaruję, chyba przyciąga słonce. 

Czoło



Reszta twarzy + popękane usta
ściskam, różowatomi

wtorek, 4 sierpnia 2015

Słońce świeci, a izotek...

Niestety moja kuracja Izotekiem padła na lato. Zaczęłam pod koniec czerwca, mimo, że chciałam w listopadzie. O tym więcej TUTAJ. Dermatolog stwierdziła, że nie ma większych przeciwwskazań do zażywania izo latem. Brałam w końcu już tę antykoncepcję właśnie w tym celu przez kwiecień, maj i czerwiec. Byłabym zawiedziona. Wskazała jednak używać kremów z wysokim filtrem, jeśli już będę zmuszona wyjść na słońce. Wyjść - w żadnym wypadku przesiadywać na słońcu. Kiedy idę na zakupy w słońcu, to staram się chodzić miejscami ocienionymi, chodzę bardzo szybko, albo jeżdżę rowerem.
Zakupiłam kapelusze z dużym rondlem, by dodatkowo okrywać twarz. Ale nie smarowałam reszty ciała filtrem, bo dermatolog powiedziała, że niekoniecznie. Co to za odpowiedź - niekoniecznie... Szybko jednak okazało się, że bez kremów się nie da. Skóra po pierwszym miesiącu była już bardzo przesuszona nie tylko na twarzy, ale i na rękach. Do tego jeszcze zaczęła pojawiać się pokrzywka z małymi bąblami w różnych miejscach na rękach. Pomagało smarowanie filtrami, a w domu zwyczajnymi kremami nawilżającymi. Schodziło już na drugi dzień. Zdjęcia poniżej:

Efekt przesuszonej skóry na ręce


Druga ręka
Dziś wiem, że to raczej głównie z przesuszenia. Bo nawet, gdy cały tydzień było deszczowo, pojawiało mi się to. Raz zapomniałam wziąć wieczornej dawki izo i na drugi dzień rano też mi to wyszło. Ale nie wiem czy było z tym powiązane, czy wyszło z tego powodu, co zawsze - z przesuszenia.
Usta mam wiecznie popękane, schodzące skórki nerwowo odrywam. Najgorzej jest mi podczas rozmów z kimś. Mam wrażenie, że wszyscy na to patrzą. I patrzą, widzę to. Do opakowania Izoteku dokładają zawsze pomadkę ochronną. Smaruję często. Dużo to chyba nie zmienia. Ale smarujcie! Bo nie wiem, co będzie jak przestanę smarować. Może będzie jeszcze gorzej. Musiałam zrezygnować ze szminek... Bardzo mnie to smuci, bo je uwielbiam. Ale na takich ustach wygląda to parszywie.
Skóra schodzi z uszu, z głowy w postaci dość dużych płatów. Włosy są bardzo wysuszone. Przypadł mi akurat czas farbowania refleksów, bo miałam odrosty i niestety widzę, że bardzo mi to pogorszyło stan włosów. Nie radzę farbować podczas kuracji izotekiem. Myję włosy raz na tydzień (sic!). W ogóle się nie przetłuszczają. Nie suszę suszarką i nie prostuję. Wtedy to chyba by mi wszystkie wypadły. No właśnie - wypadają mi włosy. Na potęgę!
W nosie mam dużo skrzepów krwi - codziennie. Niestety tak to działa, podrażnia też śluzówkę nosa.
Oczy bez przyciemnianych okularów na zewnątrz szczypią i łzawią. Nawet jeśli nie świeci słońce, a wychodzę rano i jest jasno. 

Bóle mięśni to kolejny skutek uboczny. Do tego, w moim przypadku, bóle dolnych partii pleców przy wstawania, przy kładzeniu się do łóżka, nachylaniu się. Bolą też stopy w okolicach kości piętowych.

Brzmi może niezbyt zachęcająco, ale jest to do przeżycia. Jeśli jesteś osobą, która męczy się z tym problemem bardzo długo, to to powyżej to pestka. Jednak mam nadzieję, że nic więcej się nie pojawi. Poprawę stanu cery ocenicie już niebawem. Zdjęcie pojawi się w następnym wpisie. Sami ocenicie czy warto.



ściskam, różowatomi

Zmiana antykoncepcji

No to jesteśmy na bieżąco!
W moim kalendarzu izotekowym, jak i w kalendarzu juliańskim jest 4 sierpnia 2015 r. Jestem po zmianie formy antykoncepcji. Wszystko przez moje podwyższone wyniki badań, a mianowicie trójglicerydów. To doprowadziło mnie do obowiązkowego ograniczenia cukrów i tłuszczów, co w moim przypadku (niskiej wagi) było trochę niebezpieczne. W zamian za tabletki ginekolog zaproponował mi plastry, które omijają przewód pokarmowy, przez co hormony trafiają bezpośrednio do krwiobiegu. 

Plastry Evra:
Przyklejamy 1 plaster na tydzień - łącznie 3 plastry w ciągu 21 dni, a następnie robimy 7-dniową przerwę. Przez pierwszy miesiąc należy stosować na wszelki wypadek dodatkową antykoncepcję. Plaster, według ulotki, można przykleić na przedramię, górną część pleców, uda, pośladki lub brzuch. Jednak musi to być miejsce, które nie jest narażone na otarcia odzieży i co najważniejsze MARSZCZENIE SIĘ SKÓRY. Ja przykleiła, z pomocą kuzynki na górnej części pleców. Sprawdzałam kilkakrotnie czy się nie będzie przesuwał, jednak już na drugi dzień zauważyłam, że plaster się odkleił w jednym miejscu. Szybko przeniosłam go na przedramię. (Niestety wkurzało mnie to, że go widać.) Pewnie powinnam wziąć nowy, ale zapłaciłam za nie prawie 50 zł, więc zwyczajnie bez paniki go przeniosłam. ;) 

Był to bardzo dobry pomysł, bo rzeczywiście trzymał się już do końca tygodnia. Następny plaster należy przykleić w inne miejsce niż poprzedni. Dlaczego? Bo jednak ten kawałek skóry nie oddychał przez tydzień. Był bardzo czerwony przez kilka dni, a teraz schodzi mi skóra z tego miejsca. Następny plaster przykleiłam na udo - i to był już strzał w dychę. Jest gorąco, więc nie przecieram tego miejsca jeansami, mimo, że zdarzyło mi się wieczorek założyć długie spodnie. W tym miejscu trzyma się najlepiej i go nie widać. Zwycięstwo!

Mimo wszystko radzę dobrze zapoznać się z ulotką (jak przed każdym lekiem), która wygląda jak rozłożona gazeta. Pierwsze dni przygody z plastrem były średnie - zawroty głowy, nudności. Dziś jest już raczej dobrze, ale radzę kupić do nich probiotyk, bo jednak flora bakteryjna jest narażona na osłabienie. Plastry antykoncepcyjne niestety zbierają wokół siebie zanieczyszczenia i nie wygląda to zbyt dobrze, dlatego warto go przykleić w miejscu mało widocznym. Podobno można się z nimi kąpać na basenie, chodzić na saunę czy ćwiczyć na siłowni, jednak - ostrożnie z tym. Myć się można, nawet trzeba, ale nie powinno się, moim zdaniem, moczyć go zbyt długo.

Podsumowując, oceniać plastry antykoncepcyjne można według różnych kryteriów, jednak myślę, że są dobrym rozwiązaniem dla zapominalskich (o wzięciu tabletki każdego dnia o tej samej godzinie). Ja miewałam momenty nudności, ale przeszłam z tabletek, więc mogło to mieć negatywny wpływ. Dokładniejszej oceny dokonam po dłuższym czasie przyklejania. Podzielę się na pewno.

ściskam, różowatomi

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zanim dostaniesz receptę na izotretynoinę...

Po zakończeniu leczenia tetracyklinami, zostałam skierowana do ginekologa na ogólne badania ze wskazaniem na antykoncepcję. Otrzymałam też książeczkę o stosowaniu Izoteku i skutkach ubocznych. Warunkiem zażywania tego leku jest podpisanie deklaracji o obowiązku przyjmowania antykoncepcji. W sytuacji zajścia w ciążę podczas leczenia izotretynoiną lub 1-2 miesiące po jego zakończeniu mogłoby dojść do poważnych uszkodzeń płodu. Dlatego tak bardzo dokładnie sprawdza się kobiety pod tym względem - co wizytę należy mieć przy sobie wykonany rano, tego samego dnia, test ciążowy.

Przez 3 miesiące przed Izotekiem musiałam przyjmować tabletki Sidretella 20, które były dość tanie (ok 25 zł) i dobrze zgrywały się z moim organizmem. Czułam się dobrze, nie miałam nudności, nie byłam senna. (Oczywiście stan mojej cery poprawił się już po tej antykoncepcji, jednak wiem, że to chwilowe. Terapie tabletkami anty mam już za sobą - po odstawieniu wszystko powróciło.) Był jeden minus Sidretelli 20. Zaczęłam po niej chudnąć, straciłam apetyt. Jestem osobą szczupłą i nie było to dla mnie dobre, ale starałam się x5, żeby jeść. Jadłam wszystko to, na co miałam ochotę, lecz w małych ilościach, bo nie byłam w stanie jeść normalnych porcji. Oczywiście w zależności od leku i organizmu, skutki uboczne mogą być różne. Przypominam, że opisuję jedynie swój przypadek. 

Przed wizytą u dermatolog musiałam także wykonać badania krwi. Najważniejszy jest poziom trójglicerydów, cholesterolu HDL i LDL oraz glukozy. 

Pierwsze wyniki były w normie. Jedynie cholesterol HDL (ten pozytywny) był lekko podwyższony, co mogło być spowodowane moim spadkiem wagi. 

Dawkę Izoteku dla poszczególnego pacjenta oblicza się na podstawie jego wagi. Ja ważyłam wówczas około 50 kg, więc według obliczeń Pani Doktor powinnam przyjmować 30 mg leku na dobę.

20 mg - rano (do godziny 10:00)
10 mg - wieczorem (między 18:00 a 20:00)

Kapsułki w kolorze pomarańczowym przyjmuje się z jedzeniem. Koszt: ok. 105 zł za dwa opakowania (20 mg i 10 mg).
Recepty są tylko na 30 tabletek. Wszystko po to, by zmusić pacjenta do wizyt kontrolnych co 30 dni, ale na dzień dzisiejszy jestem w trakcie drugiego miesiąca leczenia i Pani Doktor obiecała mi zapisać kolejne opakowanie - 60 tabletek. Wszystko co pisałam do tej pory wydarzyło się wcześniej. Kolejny wpis będzie już na bieżąco.

Moja twarz wraz z rozpoczęciem kuracji izo przedstawia poniższa fotografia:

Pierwszy dzień kuracji Izotekiem
24.06.2015 r.
ściskam, różowatomi

Tetracyklinę proszę. Po raz trzeci.

Otóż to!
Nadszedł czas, gdy postanowiłam konsekwentnie uratować swoją twarz, uratować siebie, jako człowieka. Bo moja twarz - to ja. Moja wizytówka, którą dzielę się na wstępie każdej relacji. Moja twarz doprowadzała mnie do coraz to większej rozpaczy. Miałam naprawdę dosyć.

Postanowiłam poczekać do listopada i z nadzieją otrzymania recepty na Izotek, poszłam do nowej dermatolog. Po dokładnym obejrzeniu mojej twarzy, wyrok brzmiał: Tetralysal. Aż uśmiechnęłam się z żałości i niedowierzania. Serio? Trzeci raz to samo? Poinformowałam Panią nerwowo, że to będzie już trzecia taka próba, poprzednie, jak widać, zakończyły się fiaskiem. Wytłumaczeniem Pani było to, że każda terapia tego typu, według procedur, musi rozpocząć się od przyjmowania tetracykliny i bez dyskusji. Ona musi mnie sama obserwować, bo nie może wierzyć na czyjeś słowo. Czyjeś - czyli moje. Żałowałam później jeszcze długo, że nie poszłam do niej z kserem moich poprzednich kartotek. Biłam się w pierś, że się nie przygotowałam, że na to nie wpadłam. Mieszkałam wówczas już w innym miejscu, niż wcześniej, więc załatwienie tych kopii byłoby dla mnie nie lada wyczynem. Studiowałam i pracowałam. I kupiłam ten pieprzony Tetralysal.

Na początku kuracji nawet zapisywałam dokładnie, co biorę, robiłam sobie zdjęcia, żeby widzieć zmiany. Jednak widząc, że wiele się nie zmienia, dałam spokój i pokornie czekałam na Izotek. Poniżej przykład moich notatek.

23.11.2014 r.
8 dni tetracyklina po 2 tabletki + differine
16 dni tetracyklina po 1 tabletce + differine

16 dni tetracyklina po 1 tabletce + differine + papka ichtiolowa

Czoło


Reszta twarzy

29.12.2014
tetracyklina po 1 tabletce + differine + papka ichtiolowa

Czoło

Reszta twarzy

Tetracyklinę przyjmowałam do końca marca 2015. Stan cery poprawił się oczywiście, jak to bywało wcześniej, ale trądzik powrócił w postaci guzków. Pani Doktor już wtedy wiedziała, że Izotek jest jedynym rozwiązaniem, ale widać było, że boi się go przepisać. Ja jednak dążyłam tylko do tego. To był mój jedyny cel. Jedyny lek, w którym pokładałam nadzieje. Należało się jeszcze do niego przygotować...


ściskam, różowatomi

Zwięzła historia mojej choroby

Z trądzikiem żyję już ponad 8 lat. W tym czasie zdążył on oczywiście ewoluować nie raz. Zaczęło się w gimnazjum i sprawiało wrażenie typowego trądziku młodzieńczego, z którym ma problem wielu nastolatków w okresie dojrzewania. Moja mama raczej nie przejmowała się tym zbytnio, gdyż myślała, że minie samo. Jednak, kiedy rozpoczęłam naukę w szkole średniej, problem wydawał mi się okrutnych rozmiarów. Tłumaczyć chyba nie muszę, że to czas pierwszych miłości i tych wszystkich innych ulotnych zauroczeń. Moja cera była bardzo tłusta, przez co, mój wówczas prowizoryczny makijaż, nie trzymał się twarzy. Krostki zawsze wyciskałam, także próbowałam rozdrapywać grudki. Nie zostawały po tym większe ślady, co więcej, te wyciśnięte szybciej się goiły. Zmiany skórne pojawiały się głównie na twarzy, rzadko na plecach. Dodatkowo, podczas ekspozycji na słońcu (nawet krótkiej)  moja cera rumieniła się: głównie na nosie i dokoła niego. Pamiętam, że jeszcze wtedy widać było na nosie kilka piegów.

Stosowałam wówczas wiele maści. Każdy dermatolog traktował mój przypadek z przymrużeniem oka. Natężenie trądziku było średnie i zwyczajnie myśleli, że mi przejdzie z wiekiem. Ale żaden - podkreślam - naprawdę żaden, nie obejrzał mnie z bliska. Wreszcie trafiłam na lekarza, który zapisał mi tetracyklinę w postaci leku Tetralysal. Nie jestem w stanie dokładnie określić, jak długo brałam ten antybiotyk, ale było to na pewno więcej niż 6 miesięcy. Zalecono mi brać jedną tabletkę dziennie - dawka 300 mg. Gdy nadszedł czas by, zdaniem doktora, zacząć zmniejszać dawkę i całkowicie odstawić ten lek, stan cery był lepszy, ale nie była ona zupełnie czysta. Dodatkowo z czasem trądzik powrócił. Byłam wówczas młoda i stwierdziłam, że poczekam, aż samo minie. Moja mama także nie naciskała na wizytę u kolejnego dermatologa.

Po ukończeniu 19 roku życia krostki i grudki coraz częściej przenosiły się także na dekolt, ramiona i plecy (pojedyncze na brzuch, uda). Podjęłam wówczas kolejną próbę wyleczenia. Ku mojemu zdziwieniu, lekarz zapisał mi ponownie Tetralysal. Stwierdziłam, że wie, co robi. Był to inny lekarz niż poprzedni, ja byłam starsza i zwyczajnie mu zaufałam. Powiedział, że lek będę przyjmować przez 4 miesiące. Po 8(sic!) poprosiłam o zmianę leku, gdyż nie widziałam wyraźnych zmian, a drobne polepszenie mnie nie interesowało, w końcu trułam organizm już tak długo. Zapisał mi wtedy jakieś drożdże, po których czułam się źle, miewałam częste bóle głowy i wymiotowałam. Odstawiłam to i po raz kolejny się poddałam.

W międzyczasie zdarzyło mi się bywać u kosmetyczek na tzw. oczyszczaniu cery. Miałam zaskórniki i ogólnie zapchane pory. Z ręką na sercu - pogorszyło to stan mojej twarzy. ŻADNA KOSMETYCZKA NIE POWINNA OCZYSZCZAĆ MECHANICZNIE TWARZY OSOBY, U KTÓREJ WIDZI ROPNE WYKWITY I GENERALNY ZŁY STAN CERY. Ale o tym dokładniej - innym razem. ;)

Niecałe dwa lata później czyli w roku 2014 przeżyłam największy wysyp na twarzy oraz zauważyłam, że krostki i grudki wolno się goją, pozostawiają ślady, a nawet minimalne wgłębienia.
Znalazłam powiązanie opłakanego stanu cery z ogólnym pogorszeniem psychicznym. Co gorsza, patrząc na to z perspektywy czasu, widzę, że to się wzajemnie napędzało. Mój kiepski stan psychiczny, obniżenie nastroju, stany depresyjne powodowały większy wysyp na twarzy. Natomiast większy wysyp na twarzy powodował gorsze stany emocjonalne.
W tym właśnie czasie poznałam też Pana M.

ściskam, różowatomi

Dlaczego piszę bloga

Zapraszam serdecznie wszystkich, którzy borykają się z problemem trądziku różowatego do podróży po prywatnej stronie życia. - stronie zabarwionej chorobą skóry, ale także chorobą duszy. Do opisywania mojej historii namówił mnie mój chłopak - Pan M., który przed kilkoma laty także miał problem z trądzikiem różowatym. Dzięki niemu też, zdecydowałam się na leczenie izotretynoiną w postaci leku Izotek. (Blog został przekształcony z mojej wcześniejszej twórczości na ocenę do indeksu, dlatego widnieją tutaj starsze wpisy, które są dobrym uzupełnieniem opowieści trądzikowej.) Dystans do tej choroby pozwolił mi na podzielenie się z Wami ważnymi, moim zdaniem, jej aspektami. Oczywiście gorsze chwile też przychodzą, ale wierzę, że to zrozumiecie.

A więc Izotek. Czy to dobra decyzja - czas zweryfikuje, jednak osoby znające temat Izoteku, wiedzą, jak wiele skutków ubocznych niesie za sobą ta substancja.

Blog dedykuję osobom stojącym przed decyzją podjęcia leczenia Izotekiem, jak również tym, które miały/mają z nim styczność. Myślę, że zebranie wspólnych przemyśleń i uwag, pomoże nam wszystkim poznać bardziej ten lek.

Dodatkowo postaram się zamieszczać wszelakie opisy obserwacji mojej cery i wszystkiego, co się z nią wiąże. Pamiętajcie jednak, że każdy z nas jest inny i w sytuacji każdego rodzaju problemów ze zdrowiem (w tym ze zdrowiem naszej skóry), powinniście zgłosić się w pierwszej kolejności, obowiązkowo do lekarza. Ja nim nie jestem, nie jestem również ekspertem medycznym. Jestem przeciętną pacjentką opisującą empirycznie życie z trądzikiem różowatym.


ściskam, różowatomi

Problem?

Spotkałam się ostatnio z cytatem, który mi się bardzo spodobał, bo idealnie obrazuje mój sposób myślenia, który chcę Wam tu przekazać. Wpis jest krótki. Sami zobaczcie, jak wiele może się zmienić w chwili, gdy zmieniamy NASTAWIENIE.

"Usuń ze swojego słownika słowo "problem" i zastąp słowem "wyzwanie". Życie stanie się nagle bardziej podniecające i interesujące."
 ~Albert Camus

Nie podejmiesz wyzwania? Ty?

ściskam, różowatomi

Spójrz na siebie z innej perspektywy

Szary dzień, szare ubrania i szara rzeczywistość. Przychodzi taki czas, kiedy wszystko wygląda jak przeżute przez psa i wyplute. Patrzysz w lustro i nadal widzisz to samo. Ta sama fryzura, ta sama bluzka i ten sam wyraz twarzy. Nie chcesz się zmieniać, ale chcesz poczuć powiew świeżości. Połóż głowę na poduszce i zamknij oczy. Zobrazuj sobie Twój główny cel życia. Pomyśl o tych na bieżący rok. Jak sobie siebie wyobrażasz? Zadowolony/uśmiechnięty/zakochany/spełniony/zdrowy/przystojny/mile zaskoczony? Skup się na tych uczuciach, pomyśl co zmienić w postrzeganiu siebie, byś mógł się tak poczuć.


ściskam, różowatomi

Uśmiech

Wyraz twarzy, który powstaje poprzez napięcie mięśni po obu stronach ust a także napięcie mięśni wokół oczu. Jest to wspólny dla wszystkich ludzi wyraz radości i rozbawienia. Badania kultur pokazują, że sposób jego użycia jest bardzo różny w różnych kulturach.
Dlaczego warto się uśmiechać? - Mamy z tego same korzyści!
Przeprowadzone niedawno badania o nazwie "Power of Laughter" udowodniły, że uśmiech ma duży wpływ na nasze nastawienie. Powoduje on, że oceniamy świat pozytywnie. Dodatkowo wydajemy się sobie bardziej atrakcyjni, gdy na naszej buzi gości uśmiech. Zadowoleni i otwarci zdobywamy więcej znajomych. Może wydaje się to śmieszne i nieprawdopodobne. Co zmienia jeden uśmiech? Moja odpowiedź brzmi: WSZYSTKO. :) 
Uśmiech pociąga za sobą lawinę pozytywnych rzeczy. Przeanalizujcie sobie dzień, w którym dużo się uśmiechaliście. Łatwiej nam się żyje z uśmiechem na twarzy. Staraj się więc powtarzać tę czynność i przypominać sobie o niej w ciężkich chwilach. Znajdź sposób na szybkie wywołanie uśmiechu. Może jest to rozmowa z bliską Ci osobą, może ulubiony cytat z książki. Nieważne, liczy się skuteczność. Do dzieła! 

ściskam, różowatomi

Uwierz w siebie

W zależności od tego kim jesteś dla siebie samego - takie są Twoje możliwości. Pomyśl, jak często rezygnujesz z czegoś, bo uważasz, że to nie dla Ciebie, że nie dasz rady. Czasem stawiamy przed sobą rzeczywiście bardzo wysokie góry do zdobycia, co sprawia, że sukces wydaje się być bardzo odległy. Dzieląc tę całą wędrówkę na partycje - ułatwimy sobie niesamowicie! Każde osiągnięcie dodaje siły i wiary w siebie. Nie zrażaj się drobnymi niepowodzeniami, Nie zrażaj się też tymi większymi. Każde doświadczenie rozszerza nasze horyzonty i sprawia, że widzimy więcej. Jesteśmy bardziej czujni, odporni na niepowodzenia. Możemy sięgać wyżej...
...a szczyt jest coraz bliżej.


   "what a wonderful world" :)


ściskam, różowatomi